![]() |
Edmund Tarbell, The Blue Veil, 1898. Niebieska woalka pojawia się w scenie, gdy Emma po raz pierwszy dopuszcza się cudzołóstwa. |
I oczywiście pojawiło się. Musiało się pojawić. W końcu madame Bovary jest ucieleśnieniem tego wszystkiego, co Nabokov w podejściu do literatury tak bardzo potępia, a jej los – mroczną przestrogą. „Tylko dzieciom można wybaczyć utożsamianie się z bohaterami książki” [1] – grzmi w tym wykładzie mistrz, i choć zawsze trochę buntowałam się przeciwko temu surowemu przykazaniu, po trzecim bolesnym spotkaniu z nieszczęsną cudzołożnicą zaczynam wierzyć w jego sens.
C’est moi
![]() |
Emma i Karol przybywają do Yonville. Alfred de Richemont, ilustracja do wydania Pani Bovary z roku 1905 (Paryż, wyd. Ferroud). |
Mimo wszystko zawsze jej współczułam. Im starsza jestem, tym bardziej. Bo im człowiek starszy, tym bardziej sobie uświadamia, że życie jednak fajne nie jest. Złudzenia pękają jedno po drugim, nic się nie układa tak, jak powinno, jest proza życia, praca na etat, nuda. Chciałoby się gdzieś wyrwać, przeżyć coś wspaniałego, w czymś się zatracić. I to się nie zmienia od setek lat, większość z nas jednak te pragnienia tłumi, chowa do kieszeni, wyciąga czasem późną nocą, gdy już wszyscy śpią, ale rano znów chowa i pokornie wchodzi w swoją rolę. Emma nie potrafiła. A od tego już tylko krok do życiowych potknięć, błędnych decyzji.
Pierwszy jej błąd to małżeństwo. Poruszenie, które odczuwała przy Karolu, pomyliła z miłością. I kiedy uczucie nie rozkwitło, a zamiast romantycznego dżentelmena jej oczom ukazał się pozbawiony ambicji, prostaczkowaty grubasek, zaczęła czuć do niego wstręt. Nabokov zresztą też nie zostawia na biednym Karolu suchej nitki: „Jest to nudny, ociężały, zapracowany jegomość, pozbawiony wszelkiego uroku, bez krzty inteligencji czy kultury (…). Jest filistrem, ale także żałosną figurą ludzką” [2]. Ratuje go tylko uczucie, jakim obdarzył Emmę – bo choć to postać nieznośnie bezbarwna, jako jedyna spośród bohaterów jest zdolna do prawdziwej miłości. Dla pani Bovary to nie ma znaczenia. I, prawdę powiedziawszy, mam wrażenie, że każdy mężczyzna, choćby sam wicehrabia Vaubyessard ze wszystkimi swoimi końmi (konie to motyw freudowski – uśmiecha się Nabokov), prędzej czy później by ją znudził, bo przecież nie ma ludzi bez wad, a życia nie da się zamienić w scenerię romansu. Stąd – kolejni kochankowie i kolejne pomyłki.
![]() |
Flaubert preparuje Madame Bovary. A. Lemot, La Parodie, 1869. |
Od Pani Bovary do Ulissesa
Ale Nabokov o tym wszystkim nie pisze. Jak się można domyślić, to dla niego niezbyt interesujące. Z zachwytem za to, tradycyjnie, rozprawia o konstrukcji i stylu. Podkreśla, jak ważne były dla Flauberta. Cytuje fragmenty jego listów do Louise Colet, w których pisarz zwierzał się z wysiłków wkładanych w budowanie poszczególnych scen. Na przykład rozdziału o zjeździe rolnym, który powstawał kilka miesięcy, ale pod względem strukturalnym jest rzeczą zachwycającą – i ponoć zainspirował samego Joyce’a do napisania Ulissesa. O mrówczej pracy francuskiego mistrza Nabokov pisze z wyraźną sympatią: „Osiemdziesiąt do dziewięćdziesięciu stron rocznie – oto moja bratnia dusza!” [4].
![]() |
Rouen w połowie XIX wieku. To między innymi tutaj rozgrywał się dramat Emmy Bovary. |
Pod lupę bierze też realizm w Pani Bovary. Okrzyknięta pierwszą powieścią realistyczną, nie jest wolna od elementów, które budzą wątpliwości. No bo faktycznie – jak to możliwe, że Karol nigdy nie przebudził się w nocy i nie zorientował się, że żony nie ma przy nim? Jakim prawem tajemnica romansu Emmy z Rudolfem nie wyszła na jaw w prowincjonalnym miasteczku, w którym wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich? Jak naiwny musiał być woźnica fiakra z najbardziej szokującej i obrażającej moralność sceny tej powieści? :)
![]() |
Gustave Flaubert, fotografia autorstwa Gasparda-Félixa Tournachona (Nadara). |
Wreszcie – styl, sposób opisu, czyli to, co na równi z przemyślnością konstrukcji budzi osławione dreszcze w kręgosłupie. I Flaubert rzeczywiście to potrafi. Opłaciło się ślęczenie tygodniami nad jedną sceną, opłaciły się wszystkie te męki twórcze – tutaj nie ma ani jednego zbędnego słowa, a opisy Flauberta są cudownie obrazowe i sugestywne. Światło słoneczne wciskające się przez szpary w okiennicach, szklanki z niedopitym jabłecznikiem, muchy – i już mamy doskonale odmalowaną atmosferę letniego dnia w wiejskiej posiadłości. Jak pisze Parandowski:
„Styl pojmował Flaubert jako wyrażenie rzeczy we właściwych barwach, ruchu i natężeniu przez użycie słów z daną rzeczą tak zrośniętych, jak gdyby i rzecz sama, i słowo ją określające urodziły się razem. Była w tym pojęciu nieomal mistyczna wiara w jakiś byt zaginiony, w którym i słowa i rzeczy trwały we wspólnym uścisku, dopóki nie rozerwała ich wichura nowych światów. Zdanie stawało się precyzyjnym mechanizmem, jego części musiały być odszukane w olbrzymich składach języka, musiało się znaleźć ten jedyny rzeczownik, który był nazwą przedmiotu, ten jedyny przymiotnik, który dawał mu barwę, odcień, dźwięk, i ten jedyny czasownik, który przedmiot poruszał i ożywiał” [5].
Bez wątpienia czytam Flauberta trochę bardziej sercem, niż mistrz Nabokov, czego by pewnie nie pochwalił. Paradoksalnie, powieść-przestrogę przed identyfikowaniem się z literackimi postaciami czytam, bardzo mocno identyfikując się z bohaterką. Też jestem złą czytelniczką. Ale będę się pilnować – nie chcę skończyć, wyjadając ze słoika arszenik :). A w zachwycie, tak czy siak, możemy sobie podać ręce. Bo Flaubert wielkim pisarzem był.
***
Bibliografia:
[1] Nabokov V., Wykłady o literaturze, tłum. Zbigniew Batko, wyd. MUZA SA, Warszawa 2005, s. 213.
[2] Tamże, s. 193.
[3] Parandowski J., Przedmowa [w:] Flaubert G., Pani Bovary, tłum. Aniela Micińska, wyd. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1986, s. 12.
[4] Nabokov V., dz. cyt., s. 210.
[5] Parandowski J., dz. cyt., s. 10.
***
Za kilkudniowy poślizg, z jakim ukazują się tym razem nasze nabokoviadowe posty, przepraszamy :).
Na Pierogach pruskich możecie poczytać, co na temat Pani Bovary i Nabokova ma do powiedzenia Pyza Wędrowniczka.
Przypominam, że w ramach Nabokoviady omawiamy z Pyzą utwory analizowane przez Nabokova w jego Wykładach o literaturze. W następnej kolejności – nowela Dr Jekyll i Mr Hyde Roberta Louisa Stevensona, o której będziemy dyskutować 27 lutego. Zapraszamy!
Poprzednie teksty spod znaku Nabokoviady:
Jane Austen, Mansfield Park
Charles Dickens, Samotnia
***
Fotografie:
[1] irinaraquel / Foter.com / CC BY
[2], [3] Wikimedia Commons
[4] William Henry Fox Talbot, Museum of Photographic Arts Collections / Wikimedia Commons
[5] Wikimedia Commons
[6] Grafika autorstwa Pyzy :)