„Dopiero będąc absolutnie wolnym, można dobrze tańczyć, można dobrze się kochać i można dobrze czytać“.
Ten cudowny cytat z książki Rosy Montero Ta żałosna myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę, dźwięczy mi w głowie i dodaje skrzydeł. I przekonuje, że ta podwójna opowieść o śmierci, utracie i żałobie – żałobie własnej autorki i żałobie jednej z najwybitniejszych Polek, Marii Skłodowskiej-Curie – jest tak naprawdę opowieścią o sztuce pięknego życia.
Spróbuję jednak po kolei. Czym właściwie jest książka Montero? Autorka nie kryje się za żadną fabułą i żadnymi bohaterami, w szczerym monologu (ale i nie pozbawionym szczypty ironii i uśmiechu – patrz: hashtagi, anegdotki i zdjęcia), zwracając się wprost do ciebie, czytelniku, opowiada o sobie i własnym bolesnym doświadczeniu. Pewnym punktem wyjścia dla tej opowieści są zaś dla niej losy naszej wybitnej naukowczyni i podwójnej noblistki, Marii Skłodowskiej-Curie.
![]() |
Maria Skłodowska-Curie około roku 1903. Fot. Wikimedia Commons |
Zrządzeniem losu w ręce hiszpańskiej pisarki wkrótce po śmierci jej męża Pabla wpadł dziennik Skłodowskiej-Curie pisany w trakcie roku żałoby po stracie męża, współpracownika, partnera, kochanka i ojca jej córek – Pierre‘a Curie. Stracie nagłej i gwałtownej, za sprawą przejeżdżającego powozu w deszczowy dzień. Lektura zapisków Marii zapoczątkowuje wielką fascynację Montero jej osobą. Pokazują bowiem, że za kamienną maską pionierki, kobiety nauki, ambitnej, nieustępliwej, o umyśle analitycznym i ostrym jak brzytwa – kryje się też kobieta porywcza i zdolna do najgorętszych uczuć.
Światło w mroku
Tak rozpoczyna się droga Rosy Montero do prawdziwej Marii Curie – nie tej pomnikowej. Pisarka przekopuje się przez biografie, wpatruje się w zachowane zdjęcia naukowczyni, szukając rys w kamiennej masce, na tym szerokim czole stwardniałym od walenia głową w mur męskiego świata. Próbuje dowiedzieć się jak najwięcej o tym, jak wyglądało jej doświadczenie kobiece – w świecie, którym mężczyźni rządzili jeszcze tak twardą ręką.
Montero szuka podobieństw między sobą a Marią. Czytając o jej żałobie, próbuje ulżyć sobie we własnym cierpieniu. Nieoczekiwanie jednak książka o najmroczniejszych momentach w życiu kobiety okazuje się pełna ciepła i światła.
Bo przecież rozpacz nie byłaby tak głęboka, gdyby Marii i Pierre‘a nie połączyło uczucie, jakie trafia się raz na milion. Montero zwraca tu uwagę na rolę szczęśliwego przypadku – niewiele brakowało, a nigdy by się nie spotkali, Maria nigdy nie wyjechałaby do Paryża, wyszłaby za mąż za swoją pierwszą, warszawską miłość lub pozostała w kraju, by opiekować się ojcem. Ta sytuacja ma oczywiście swój mroczny rewers – ile w historii świata było kobiet wybitnych, które nie dostały swojej szansy? Bo odmówiono im miejsca należnego tylko mężczyznom lub po prostu nie miały odwagi po nie sięgnąć, wychowywane w przekonaniu, że kobieta ma siedzieć cicho i się nie wychylać?
Jasność radu i chwil szczęścia
Źródłem światła jest też hipnotyzująco piękny rad – owoc ambicji, pasji i miłości do nauki małżonków, wybitne osiągnięcie, które przyniosło im Nagrodę Nobla, ale też przyczyniło się do ich śmierci (Montero sugeruje, że Pierre stracił równowagę i wpadł pod powóz, ponieważ od dłuższego czasu był już osłabiony ekspozycją na promieniowanie). I tu Montero każe się na chwilę zatrzymać i pomyśleć o ówczesnej pozycji kobiet: pierwotnie do Nagrody Nobla zgłoszono jedynie Pierre‘a. Gdyby nie mąż, który kochał, cenił i szanował Marię, pragnąc uznania dla jej zasług, też być może nigdy byśmy o niej nie usłyszeli.
![]() |
Maria i Pierre razem w laboratorium. Fot. Wikimedia Commons |
Ważniejsze od delikatnego i zabójczego światła emitowanego przez promieniotwórczy pierwiastek okazuje się jednak światło inne. Ciepła jasność prostych chwil szczęścia. I właśnie te okruchy, tak mało interesujące dla biografów, tropi w życiu Marii Rosa Montero. Przejażdżki rowerowe w towarzystwie Pierre‘a. Czas spędzony na wsi z nim i córkami. Chwile czułości – cielesna bliskość, gładzenie ukochanej głowy (roztrzaskanej później przez koła powozu). Ale też, już kilka lat po śmierci Pierre‘a, odradzające się pragnienia ciała rozsadzające kamienną zbroję i ekstatyczna radość z relacji z żonatym kochankiem, Paulem Langevinem. Radość, której nie udźwignął ani on sam, ani francuskie społeczeństwo.
O sile i słabości
Książka Rosy Montero jest w tonie silnie feministyczna. Mężczyźni są słabi – pisze wprost Montero w świętym gniewie, zainspirowanym historią Marii i Langevina (i pewnie nie tylko ja mam ochotę w tym momencie przyklasnąć). Choć walczą na wojnach i zdobywają ośmiotysięczniki, w sferze uczuć pozostają bezbronni jak dzieci. Dzieci, którymi my, kobiety, od wieków tak ochoczo się opiekujemy, nie zważając na własne niewygody. I myślę sobie, że Tę żałosną myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę należałoby przepisywać na receptę dorastającym dziewczętom. By nie wchodziły tak łatwo w role uległych opiekunek, ale uwierzyły, że mają w sobie więcej siły, niż im się wydaje.
![]() |
Rosa Montero. Fot. Partido Animalista - PACMA - from España / Wikimedia Commons |
Żałoba Rosy Montero wydała więc piękny owoc. Inspirująca, podnosząca na duchu, budząca radość, że żyjemy w czasach, gdy jako kobiety nie musimy już tak zawzięcie przebijać głową murów, ale też przekonująca, że szczęście jest na wyciągnięcie ręki i niekoniecznie kryje się w wytężonej pracy, a przede wszystkim w chwilach lekkości. Taka właśnie jest ta książka.
***
Rosa Montero, Ta żałosna myśl, że nigdy więcej cię nie zobaczę, przeł. Wojciech Charchalis, wyd. Wyszukane, Warszawa 2023.