Henry Charles Bukowski (16.08.1920 - 9.03.1994)
To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Myślałam, że się nie zrozumiemy i prawdę mówiąc trochę mnie przerażał. Potem pojawiła się okazja zrecenzowania Kobiet, które – czy to za sprawą samej książki, czy wątpliwej jakości audiobooka – bardziej zniesmaczyły niż zachwyciły. Ale zarazem – zaintrygowały. Co tam się kryje za tą zapijaczoną gębą? Co jest za niespecjalnie atrakcyjną fasadą bezpardonowego babiarza?
I zaczęłam drążyć. Spróbowałam poezji, bo jeśli już się obnażać, to tylko w liryce. Strzał w dziesiątkę. „Kołysz się ze mną, smutne życie” – mówił do mnie tym razem cicho znad butelki wina i ognika papierosa tlącego się w kalifornijskim zmierzchu. Zrozumiałam, że cierpiał i że przez całe życie szukał tylko sposobów, by ten ból zagłuszyć. Tęsknił za czymś, co nieosiągalne, pragnął być zwierzęciem albo liściem powiewającym na wietrze, ale się nie dało, więc z rezygnacją pogrążał się w pijaństwie i rozpuście. Od tej pory to był mój Bukowski.
W prawdziwy zachwyt wprawiła mnie jednak przeczytana rok później Najpiękniejsza dziewczyna w mieście. Tak bardzo, bardzo bolała i tak bardzo zachwycała! Nie bez zdziwienia uświadomiłam sobie, że choć Bukowski robił coś dokładnie odwrotnego niż Mistrz Hrabal – podczas gdy Mistrz znieczula i osładza rzeczywistość, on jątrzy rany i pokazuje, w jak wielkim bagnie wszyscy tkwimy – uwielbiam jego pisarstwo. Właśnie za to, że nie zwodzi, nie wciska ściemy, że wszystko jest super albo może być super, nie cacka się. Bezceremonialnie pakuje nam szpilki pod paznokcie.
Po Listonoszu, Faktotum i Szmirze przekonałam się też, jak bardzo potrafi być zabawny. Jakim świadomym jest twórcą, jaki niezwykły posiada dar obserwacji i iskrzący pisarski talent, mimo że na pierwszy rzut oka jego proza sprawia wrażenie bezładnej i pozbawionej sensu pisaniny. I jak wielką ma klasę, co udowadnia przede wszystkim pisana nad grobem Szmira. Prawdziwe mistrzostwo.
Wiele jeszcze przede mną. Na lekturę czeka między innymi książka, o której wielu mówi „najlepsza” – Z szynką raz! Nie mogę się już tych spotkań doczekać i wiem, że nawet gdy już przeczytam wszystko od deski do deski, będę wracać. Bo to, trochę paradoksalnie, taka odtrutka na rzeczywistość. Ten humor, dystans i przekonanie, że świat jest bez sensu. Więc po co się spinać?
W dniu Twoich 95. urodzin – dziękuję, Hank!
Fotografie:
[1] Marco Raaphorst / Foter.com / CC BY
[2] Thomas Hawk / Foter.com / CC BY-NC