Quantcast
Channel: Literackie skarby świata całego
Viewing all 363 articles
Browse latest View live

Pięć książkowych zapowiedzi 2020 w Czechach, które warto mieć na oku (i czekać na polski przekład)

$
0
0

Przeglądanie zapowiedzi wydawniczych to ulubione zajęcie wielu z nas. Postanowiłam pójść trochę dalej i sprawdzić, co knują w tym roku czescy wydawcy. Bo przecież na naszym rozmiłowanym w czeskiej prozie rynku wydawniczym wiele z tych książek z pewnością doczeka się i polskiego przekładu. Zobaczcie, czego warto wypatrywać!



Główną bohaterką jest rozwiedziona 47-letnia literaturoznawczyni, która ląduje w mieszkaniu siostry w Českim Krumlovie. Spaceruje po turystycznym miasteczku, walczy z samotnością i próbuje uporządkować trudną relację z rodzicami – despotycznym ojcem i ofiarną, potulną matką. Tkwi uwięziona w czasie między wspomnieniami a wizją starości, żywą za sprawą obserwowania rodziców. W trakcie jednego ze spacerów poznaje młodego księgarza. Tak zaczyna się – jak zapewnia wydawca – literacki romans tchnący atmosferą upalnego czerwca. Letni romans z księgarzem i melancholijna proza Hájíčka? Ależ połączenie! 

Wydaje: Host
Premiera: 30.04.2020


Po Pradze Noir przyszedł czas na odsłanianie mrocznego oblicza innego czeskiego miasta – Brna. A konkretnie dzielnicy Cejl, zamieszkiwanej dziś głównie przez ludność romską i zwanej Bronxem. To tam na studiach zamieszkała Kateřina Tučková i tam zainteresowała się historią Niemców sudeckich – wypędzonych z tej części miasta w tzw. marszu śmierci. Autorzy zamieszczonych w Krwawym Bronxie opowiadań cofają się jednak w czasy jeszcze dawniejsze – do połowy XIX wieku, kiedy dzielnica słynęła z więzienia i miejsca kaźni. Wśród autorów takie sławy jak: Petra Soukupová, Kateřina Tučková, Irena Dousková, Bianca Bellová, Petr Stančík, Martin Reiner, Jan Němec czy Alena Mornštajnová. Mam nadzieję na zbiór równie znakomity, co wspomniana Praga Noir

Wydaje: Host
Premiera: 19.03.2020

Evžen Boček: Arystokratka pod miłosnym ostrzałem [Aristokratka a spol. pod palbou lásky

Czyli kolejny, wyczekiwany odcinek arcyzabawnego cyklu o ostatniej arystokratce. Boček uchylił rąbka tajemnicy temat najnowszej książki w wywiadzie przy okazji realizacji filmu Ostatnia arystokratka: „To dla mojej żony i wszystkich czytelniczek zamęczających mnie, żebym już coś zrobił z tą historią Maxa i Marii”. I zdradził, że… będzie ślub! Jest na co czekać. 

Wydaje: Druhé město
Premiera: druga połowa roku?

Martin Vopěnka
Przeżyć cywilizację: Moich 29 podróży za horyzont [Přežít civilizaci: Mých 29 cest za obzor (1983-2019)

Autor Podróży z Beniaminem i Piątego wymiaru powraca z książką, która według opisu jest nie tylko wciągającym dziennikiem podróży, ale i „przenikliwą wypowiedzią pokoleniową oraz relacją o stanie naszej planety i cywilizacji”. Mowa o 29 podróżach, które Vopěnka odbył na przestrzeni ponad trzydziestu lat – m.in. do Rumunii, Chile, Argentyny, Kirgistanu, Nepalu, Filipin czy… na Antarktydę. Nie jestem fanką autora, ale opis brzmi ciekawie – dla wielbicieli Vopěnki pozycja obowiązkowa! 

Wydaje: Mladá Fronta
Premiera: 31.03.2020


Czeskie opowieści z czasów schyłku II wojny światowej i Protektoratu. Przeczytamy tu o smutnym końcu malarza i pisarza Josefa Čapka, zamęczonego w obozie koncentracyjnym, dramatycznej historii spadochroniarza Vladimíra Hauptvogela, ostatnich miesiącach życia porucznika Josefa Šandery, przez sześćdziesiąt dni umierającego w szpitalu po próbie samobójczej, oraz o misji Josefiny Napravilovej, która po wojnie szukała po całej Europie czeskich dzieci oddzielonych od rodziców. Publikacja to dzieło Miloša Doležala, znanego u nas z tomiku poezji Gmina oraz wydanej w ubiegłym roku powieści historycznej Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć, a ilustrować ją mają archiwalne fotografie, niektóre nigdy dotychczas nie publikowane. 

Wydaje: Host
Premiera: 30.06.2020

I jeszcze jedna pieprzna ciekawostka. Z okazji 85. urodzin Jana Saudka wydany zostanie album z 85 dotychczas niepublikowanymi jego fotografiami. Jak jednak twierdzi wydawca, Slovart, zdjęcia są tak odważne, że książki nie będzie można kupić w stacjonarnych księgarniach…

Co myślicie o tych propozycjach? Coś Was zainteresowało?

Fotografia główna: Nietjuh / pixabay.com

Śmierć jak wiosenne słońce. Na 23. rocznicę ostatniego lotu pana Hrabala

$
0
0
„«O tym, że nasz grobowiec jest w Hradisztku, to wiecie. Kiedy umrę, tam mnie pochowajcie. Gdy ściągniecie ziemię z góry, natraficie na taką wielką dębową beczkę. Na wieku tej beczki jest napis Browar Polna. Podniesiecie to wieko, tam będą poskładane urny. W zwykłej beczce, którą kiedyś napełniano piwem butelkowym. No powiedzcie, czyż to nie piękne, kiedy wasze doczesne szczątki trafią do beczki po piwie?» (...)
Kiedy Bohumil Hrabal 3 lutego 1997 roku zmarł i 28 marca (...) plastikowa urna z jego prochami była składana do grobu w Hradisztku, jego wnętrze różniło się od powyższego opisu. Dębowa beczka dawno się rozpadła (albo ktoś ją już wcześniej usunął), dlatego też wraz z urną i małą figurką kota trafiła do grobu butelka piwa, którą włożył jeden z obecnych – niedopita «postrzyżyńska» dziesiątka z nymburskiego browaru”.

Znów przyszedł ten szary dzień, smutna rocznica. 3 lutego 1997 Bohumil Hrabal odbył swój ostatni lot z okna na piątym piętrze szpitala Na Bulovce. A później spoczął wraz z butelką piwa i figurką kota na cmentarzu w Hradisztku.

W zeszłym roku byłam tam w tę rocznicę. Na cmentarzu ani żywej duszy, było szaro, cicho, szumiały drzewa. Znalazłam wtedy na jego grobie tę małą trąbkę, odłamaną od jakiejś anielskiej figurki. I ukradłam ją sobie na pamiątkę. Trzymam ją dzisiaj w rękach i jest trochę tak, jakbym tam znów była.

Mam w takiej chwili nie wrażenie, lecz pewność, że znajduję się w katastrze życia, tam po drugiej stronie rzeczy, życia wiecznego, z którego definitywnie nie ma ucieczki. Jest to spoglądanie w wiosenne słońce, oślepienie tak przyjemne jak ukochany alkohol. To życie wieczne nie jest niczym innym niż zatrważająco piękną jednostajnością, w której odgrywane są wciąż te same katarynkowe walczyki.

Cytaty: T. Mazal, „Praga z Hrabalem”, przeł. Jakub Pacześniak, wyd. Czuły Barbarzyńca Press, Warszawa 2014, s. 300–301. B. Hrabal, Kim jestem, przeł. A. S. Jagodziński, Gdańsk 1994, s. 11–12.

Z czarnym humorem o kruczym świecie – „Corvina”, Petr Rákos [patronat]

$
0
0

Mam obawy, że ta recenzja będzie krótka i bardzo nieudana. Przykro mi tym bardziej, że Corvina Petra Rákosa, nieżyjącego już czeskiego psychiatry, to wspaniała, zabawna, naszpikowana literackimi i językowymi grami książka. Ale jak opisać jej dziwaczną atmosferę?

Książka o krukach– brzmi podtytuł. Krucza monografia – tak mniej więcej określa swoje dzieło sam autor. Ale kim właściwie są kruki z książki Rákosa? Bo przecież nie mogłoby chodzić po prostu o ptaki…

Kim są kruki?

Kruki to potężne, mroczne i agresywne stworzenia, które mają wiele cech ludzkich. Piją jak ludzie, jedzą jak ludzie, uprawiają seks jak ludzie. Tworzą państwa i hierarchie, sprawują bezwzględne rządy, organizują zamachy. Mają bardzo ludzie żądze i pragnienia, ale wyróżnia je promieniująca od nich mroczna energia i okrucieństwo. Nie znoszą wiosny, lubią „niezdrowy, gnilny, gruźliczy, anemiczny, lutowy klimat”. Są określane jako „ludzie Północy”, co koresponduje z ich złowrogo brzmiącymi, nordyckimi imionami – Dagobert Nordlicher, Gorm Ragnarsson, Ragnar Hrafnann… W ich świecie brakuje delikatności i czułości, a jeśli już, to pojawia się jako element pastiszu. „Wszystkie kruki są mężczyznami. I na odwrót” – czytamy w książce.

Petr Rákos. Fot. archiwum autora / Amaltea
Równocześnie jednak autor opowiada o krukach z ogromną dozą czarnego humoru i groteski, trudno więc określić Corvinę jako książkę jednoznacznie mroczną czy wstrząsającą. Niepokojący – to chyba określenie najlepiej opisujące jej nastrój. Choć wiele razy śmiałam się podczas lektury, w świecie kruków towarzyszył mi wciąż pewien niepokój.

Stosunek autora do damskich majteczek

Każdy spośród 207 rozdziałów to pewna opowieść z życia kruków, przy czym niektóre składają się zaledwie z jednego lub dwóch zdań (dla przykładu treść rozdziału LXXXVII zatytułowanego „Czy kruki uwielbiają jazz?” brzmi „Tak, uwielbiają”). Rákos parodiuje przy tym wiele rozmaitych form, gatunków i stylów – mamy tu pokraczną wersję romansu, bajkę, kazania, styl naukowy a nawet… recenzje wydawnicze, które oczywiście autor napisał sam sobie.

Na ogół jednak autor nie ukrywa się za swoim tekstem, za to w wielu rozdziałach radośnie wysuwa się na pierwszy plan. Dzieli się tym, co mawiała jego żona, wyznaje, że „za damskie majteczki dałby się pokroić” oraz z rozbrajającą szczerością stwierdza, że „piżmowy” zawsze myli mu się z „piżamowym”. Zwierza się również, że pisanie tej książki jest dla niego sposobem, by dać ujście agresji. Prawda czy autokreacja?

Dzikie zabawy z językiem

Dodajmy do tego fantastyczne rzeczy, które Rákos robi z językiem (i tutaj ogromne wyrazy uznania dla tłumaczki, Olgi Czernikow – ileż z tym musiało być pracy!). Szczególnie uwielbia wyliczenia, aliteracje („palmę pierwszeństwa dzierżyła dzierzba”, „wielkie jak słoń słońce”) oraz nietypowe słowa, przy czym miesza tutaj istniejące, słownikowe określenia z tymi zmyślonymi. Nie zliczę, ile razy dałam się nabrać, będąc przekonaną, że użyte przez autora słowo to wytwór jego fantazji, a po sprawdzeniu okazywało się, że jednak istnieje!

Nie potrafię opowiedzieć Wam o Corvinie lepiej, trafniej i piękniej. Musicie zaufać i uwierzyć, że tak dziwnej i wspaniałej książki nie czytaliście od dawna. I że spełnia się groźba autora: „przerzucenie się z Corviny na cokolwiek innego będzie bardzo trudne”.

***
P. Rákos, Corvina. Książka o krukach, przeł. O. Czernikow, wyd. Amaltea, Wrocław 2019.

Trzy love story od Hrabala na Walentynki

$
0
0

Choć w twórczości Hrabala to nie wątki romansowe wysuwają się na pierwszy plan, w książkach pisarza znajdziemy kilka pięknych love story, również takich zainspirowanych własnym życiem. Z okazji Święta Zakochanych, w temacie, prezentuję Wam trzy, do których mam szczególny sentyment.

1. Gaston Koszulka i Cyganka (Cygańska romanca)

Jedna z moich ulubionych historii miłosnych Hrabala. Poznają się na ulicy, szelma Cyganka oddaje się Gastonowi za nowy sweterek, ale daje mu dużo więcej niż wspólną noc: poczucie, że nawet jako skromny pomocnik hydraulika może być naprawdę kimś. Że nie musi być Fanfanem Tulipanem.

„Ty jesteś pomocnik hydraulika, a kiedy ludzie nie mogą spuścić wody w klozecie, kto przychodzi? Ty! Kiedy się im zepsuje kran, kogo wzywają? Ciebie! To o tobie i o mnie powinni nakręcić film. A poza tym ty masz dobry zawód i jesteś pożyteczny dla ludzi, po cóż więc miałbyś skakać po dachach z szablą w ręku?” (Hrabal B., Cygańska romanca [w:] Legenda o pięknej Julci i inne opowiadania, przeł. Czcibor-Piotrowski A., Kraków 1990, s. 50).

2. Miłosz Pipka i Masza (Pociągi pod specjalnym nadzorem)

Historia, którą znają chyba wszyscy. Wrażliwy młodziutki dyżurny ruchu zakochuje się w konduktorce Maszy, ale na drodze do szczęścia stoi im potwór zwany eiaculatio praecox. Próba zbliżenia kończy się fiaskiem, więc Miłosz rozpaczliwie szuka potwierdzenia swojej męskości. I w końcu znajduje! Do tego – ot, taki szczegół w tle – wokół trwa właśnie II wojna światowa.

„Kiedy ktoś zwracał się do mnie, stawałem w pąsach, wydawało mi się bowiem, że wszystkim ludziom coś się we mnie nie podoba. Przed trzema miesiącami podciąłem sobie żyły w przegubach rąk, a niby to nie miałem ku temu powodu. Ale ja powód miałem i znałem go, i bałem się bardzo, że każdy, kto na mnie popatrzy, od razu ten powód odgadnie. Cóż jednak może sobie człowiek myśleć, kiedy ma dwadzieścia dwa lata?”.

3. Pipsi i Doktor (Wesela w domu)

Czyli historia Hrabala i jego żony Pipsi, opowiedziana przez Hrabala… z perspektywy Pipsi. Kilka lat z ich wspólnego życia, wesel w domu, czyli w dawnym warsztacie, Na Grobli Wieczności. Od pierwszych nieśmiałych spojrzeń i rozmów przez ślub aż po wyprowadzkę na blokowisko, którą pisarz mocno przeżył. I choć ta wizja wspólnego życia z pewnością została trochę „wygładzona”, wciąż – to piękna historia zbliżenia dwóch doświadczonych już i pokiereszowanych ludzi.

„I oto do kuchni wkroczył ogromny bukiet, bukiet róż, a ja zlękłam się, bo ten bukiet szedł w moją stroną, i nagle róże osunęły się niemal na podłogę, i stał tam nie kto inny, tylko doktor, w kapelusiku i w fartuchu ze zgrzebnego płótna, w podartej koszuli, i wręczał mi ten bukiet, a wszyscy w kuchni patrzyli na niego jak na zjawę, jakby wleciał tu przez wieżę wentylacyjną (…). Było mi wstyd, że z twarzy kapał mi pot przemieszany z tłuszczem i zapachami świniobicia, a tymczasem doktor wcisnął mi ten bukiet i teraz byłam cała obsypana różami.
        – Niech mi pani pomoże – jęknął doktor – proszę przyjąć ten bukiet, wpadłem na taki pomysł, żeby sprawić pani przyjemność…” (Hrabal B., Wesela w domu, przeł. Godlewski P., Warszawa 2000, s. 43).

A które historie są Waszymi ulubionymi? Życzę Wam wiele miłości w tym dniu, na dziś i na resztę roku!

„Praga Noir”: czarny kryminał z miasta utrapienia

$
0
0

Kryminał noir nie jest z pewnością gatunkiem w czeskiej literaturze silnie obecnym i zakorzenionym. A szkoda, bo przecież Praga – ze swoją atmosferą i mroczną, fascynującą historią – wydaje się idealną scenerią do opowieści spod znaku noir. Przypomnijmy sobie choćby znakomity filmowy kryminał W cieniu Davida Ondříčka… Grupa autorów pod redaktorskim okiem Pavla Mandysa postanowiła wykorzystać ten potencjał. Tak powstał zbiór Praga Noir.

Czy jednak eksperyment z kryminałem noir się powiódł? Już na wstępie redaktor tomu Pavel Mandys zastrzega, że w Pradze Noir więcej jest Pragi niż noir i że większość zamieszczonych tu tekstów nie spełnia kryteriów klasycznego czarnego kryminału. „Jeżeli jednak odrzucimy ograniczenia modelu czarnych kryminałów Chandlerowskich i rozszerzymy pojęcie noir na wszystkie dzieła literackie, w których pojawiają się zbrodnie, niebezpieczeństwo, zagrożenie i różne krytyczne sytuacje życiowe, to w niniejszej książce znajdziemy czternaście właśnie takich opowiadań” – wyjaśnia we wstępie do książki.

Problem z czarnymi kryminałami w Czechach – i wszystkich krajach Europy Środkowej – polegał na tym, że za czasów komunistycznej cenzury gatunek ten nie mógł się swobodnie rozwijać. Wszystko było w nim „nie tak”: bohater był indywidualistą, nie działającym na rzecz żadnej wspólnej sprawy, za to walczącym również z własnymi demonami, zaś policja odgrywała marginalną rolę i nie zawsze pokazywana była w dobrym świetle. Dlatego też czeska tradycja kryminału noir praktycznie nie istnieje, a zaproszeni do współpracy twórcy stanęli przed sporym wyzwaniem.

Tym bardziej, że Mandys postanowił zaprosić do projektu wielu twórców, którzy na co dzień nie piszą kryminałów. Za to, jak wyjaśnia redaktor, „wykorzystują instrumentarium typowe dla tego gatunku”. W efekcie powstał zbiór ciekawy i różnorodny, bowiem autorzy tacy jak Petra Soukupová, Petr Šabach, Kateřina Tučková czy Markéta Pilátová piszą wciąż własną historię, zachowują cechy typowe dla swojej twórczości, ale tym razem jest ona osadzona w zupełnie nowym kontekście.

Porachunki, magia, przeszłość i zagrożenie

Okładka czeskiego wydania (wyd. Paseka).
Opowiadania w zbiorze podzielone zostały na cztery grupy. W pierwszej, Ostre chłopaki, znalazły się historie, które podsumowałabym hasłem „brudne interesy”. Pojawia się tu m.in. zaczerpnięty z rzeczywistości wątek upraw marihuany na obrzeżach Pragi, prowadzonych przez Wietnamczyków (Štěpán Kopřiva, Amatorzy) czy firma oferująca szybką śmierć turystom, którzy nie chcą już żyć i pragną rozstać się z życiem w najpiękniejszym mieście świata (Miloš Urban, Znikanie na moście).

Praga magiczna nawiązuje do żydowskich tradycji Pragi oraz do związanych z nią fantastycznych legend i opowieści. Ta część zbioru, w której znajdziemy opowiadania Petra Stančíka czy Chaima Cigana, jest najbardziej klimatyczna. Z kolei Cienie przeszłości to utwory nawiązujące XX-wiecznej czeskiej i praskiej historii. Tu znalazły się teksty m.in. Kateřiny Tučkovej i Markéty Pilátovej.

Ostatnią część, W niebezpieczeństwie, tworzą opowiadania, które łączy motyw poczucia zagrożenia. Na pierwszy plan wysuwają się tu problemy osobiste bohaterów i łączące ich relacje. Niewątpliwą perłą w tym gronie – i nie tylko, bo to moim zdaniem najlepszy utwór całego zbioru – jest opowiadanie Petry Soukupovej, Kolejny najgorszy dzień. Choć mało kryminalne, skupia ono w sobie to wszystko, co w prozie tej autorki najpiękniejsze. Na niecałych trzydziestu stronach Soukupová rozpisuje cichy rodzinny dramat, o którym nie sposób przestać myśleć jeszcze na długo po lekturze.

Praga magiczna, bolesna, krwiożercza

Choć nie wszystkie opowiadania równie mocno zapadają w pamięć – co jest chyba dość naturalne w przypadku każdego zbioru stworzonego przez wielu autorów – to jednak nie kojarzę żadnego, które czytałoby mi się źle. Każdy z zaproszonych do współpracy pisarzy wywiązał się z zadania solidnie, i nawet jeśli niektóre pomysły i fabuły ulatniają się po pewnym czasie z pamięci, lektura pozostawia po sobie serię mocnych obrazów: znikający ludzie na Moście Karola, ogromne plantacje marihuany na obrzeżach Pragi, wygrzebany przez psa na cmentarzu palec, ciała uśmiercone w niesamowite i wyszukane sposoby (w tym, rzecz jasna, przoduje Petr Stančík, autor pamiętnego porno-gastro-thrillera Młyn do mumii).

Zgodnie z założeniem zbiór jest jednak również pewnym portretem Pragi – jej mniej reprezentacyjnych zakątków, zaznaczonych skrupulatnie na zamieszczonej w książce mapce. Ukazuje to wszystko, co kryje się za malowniczą turystyczną fasadą – Pragę magiczną, krwiożerczą, bolesną, groźną, smutną i udręczoną. Miasto utrapienia. Miasto z żydowską dzielnicą, której plan co rusz się zmienia, bo getto jest „żywym organizmem, który zaczął tu pączkować już na długo przed założeniem Pragi”. Miasto, nad którym unosi się „dymny, smogowy ton z domieszką kanałów, wiosną jeszcze z nutą bzów”. Miasta fascynującego. I nie ma znaczenia, że to miejsce krwawych zbrodni. Czytanie tego zbioru sprawia, że tęsknię za Pragą i chcę tam znowu być.

Jeśli też tęsknicie – przeczytajcie. A jeśli nie, przeczytajcie i tak. Może to będzie dla was początek praskiej fascynacji?

***
Praga Noir, red. Pavel Mandys, przeł. Dorota Dobrew, Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Claroscuro Publishing House, Warszawa 2019.

Dwie historie o tęsknocie za domem – Josef Formánek i Jáchym Topol

$
0
0
Dwie książki popularnych czeskich autorów, które ukazały się w drugiej połowie ubiegłego roku. Obydwie – trochę o historii, a trochę nie, bo przecież historia wciąż jest z nami i straszy jak wrak radzieckiego czołgu na dnie rzeki. I obydwie mówią prawdę o życiu, bez lukru, choć ta Jáchyma Topola wydaje się nieco łatwiejsza do przełknięcia niż ta Josefa Formánka. Oto kilka moich wrażeń z lektury dwóch czeskich powieści – Mówić prawdę i Wrażliwy człowiek.

Mówić prawdę Josefa Formánka to dla mnie przede wszystkim opowieść o życiu – życiu jako ślepej sile, która nawet w chwilach największego cierpienia każe nam wstać i iść dalej. Główny bohater zdaje się bardziej doświadczony nieszczęściami i bólem niż jakikolwiek inny człowiek na świecie. Niechciany przez ojca, porzucony przez matkę, osierocony przez troskliwą ciotkę, w poszukiwaniu ciepła i poczucia przynależności trafia w szeregi SS, a następnie do Armii Czerwonej. Cudem wydostaje się z celi śmierci. Przez całe życie tęskni za swoją jedyną prawdziwą miłością. A jednak trzyma się tego życia kurczowo – nawet gdy w trakcie więziennej głodówki stoi już na krawędzi, w końcu robi jednak krok w tył, wciska dzwonek wołając o pomoc.

Powieść czyta się z przyjemnością i ze wstrętem zarazem, bo autor opisuje cierpienia bohaterów z bolesnym naturalizmem. Piękno jest tu nieustannie bezczeszczone, miesza się z ohydą życia, jak w scenie gwałtu Sophie czy bombardowania w Budapeszcie, kiedy to bohater rozmawia z piękną dziewczyną, a chwilę później widzi, jak leży ona martwa u jego stóp, a jej majtki wypełniają się kałem. Ale w końcu chodzi o to, by mówić prawdę – o życiu takim, jakie jest, bez upiększania.

Najbardziej zaskakuje jednak fakt, że powieść jest oparta na faktach – pierwowzorem głównego bohatera Bernarda Maresa jest niejaki Waldemar Solar, którego autor poznał przypadkiem i postanowił opisać jego historię. I trzeba przyznać, że historia ta jest najmocniejszą stroną Mówić prawdę. Efekt psują tylko nieco odautorskie refleksje towarzyszące opowieści o znajomości z Maresem i pracy nad książką – w tych fragmentach sporo przegadania.

Z kolei Jáchym Topol we Wrażliwym człowieku stara się grubą krechą odcinać od przeszłości, ale i tak wciąż w nią wpada. Główny bohater, znany jako Buras lub Tata, to podstarzały hipis, podróżujący po Europie wraz z partnerką i dwójką synów i z pewną nostalgią powracający do życia w poprzednim ustroju, czasów romantycznej walki o wolność. Zdaje się, że to również sentymentalny powrót do przeszłości samego autora, ponieważ akcję powieści osadza przede wszystkim w swoich rodzinnych stronach, na czeskiej prowincji.

Zgodnie z zamierzeniem pisarzowi udaje się zdiagnozować wiele problemów czeskiej i środkowoeuropejskiej współczesności – jest tu wyrastający wokół nas betonowy las, elektroniczne gadżety i technologie, które zamiast łączyć dzielą, jest przepaść między miastem a wsią i karykaturalna, bezkrytyczna miłość prostych ludzi do prezydenta Zemana, niechęć do obcych a równocześnie zwrot ku Rosji, rosnącej w potęgę i pustoszącej Ukrainę (której figurą jest tu fikcyjny Ajwarystan). Przeszłość staje się tu trochę przyszłością – wynurzający się z rzeki zardzewiały radziecki czołg, symbol przeszłości, zdaje się też jakimś ponurym widmem przyszłości. „Rosjanie to żywioł, nie zatrzymasz ich (…). Znowu kozackie konie będą pić z Sazawy” – mówi jeden z bohaterów.

Ale tym, co chyba najbardziej wzrusza mnie we Wrażliwym człowieku, jest właśnie wrażliwość, czułość, tęsknota za domem, miłością, zwyczajną rodziną, wyrastająca w tym przerażającym świecie jak kwiatek wśród betonu. Może dopóki mamy to w sobie, nieważne, jak źle jest wokół nas.

***
Formánek J., Mówić prawdę, przeł. Andrzej S. Jagodziński, wyd. Krytyka Polityczna, Warszawa 2019.
Topol J., Wrażliwy człowiek, przeł. Dorota Dobrew, wyd. Czarne, Wołowiec 2019.

6 najciekawszych wydarzeń Polsko-Czeskiej Wiosny Literatury – zapowiedź

$
0
0
Mazowiecki Instytut Kultury i Czeskie Centrum w Warszawie tradycyjnie już zadbały, by wiosną w Warszawie nie zabrakło czeskich atrakcji. W tym roku cykl odbywa się pod hasłem „Polacy i Czesi – (nie)nasz koniec świata”, a tematyka wydarzeń krążyć będzie wokół szeroko pojętego „końca”.

Co w programie? Jest trochę starej gwardii i trochę młodej krwi, trochę jazzu, trochę komiksu i trochę wojny, i ta różnorodność cieszy, choć odczuwam również pewien brak. Zanim jednak o tym – krótko o sześciu wydarzeniach, które wybrałam dla Was z programu.


24 marca – premiera Gorzkiego świata Josefa Škvoreckiego w formie polsko-czeskiego koncertu jazzowego. Zagrają Leszek Żądło i Emil Viklický, gościem specjalnym wieczoru będzie redaktor naczelny „Jazz Forum”, Paweł Brodowski, a o premierowym zbiorze Škvoreckiego opowiedzą natomiast jego tłumacze Jan Stachowski i Andrzej S. Jagodziński.
Dlaczego warto? Bo pomysł ciekawy i w punkt. Wiadomo wszak, jak bardzo sam Škvorecký za jazzem przepadał.

26 marca – polsko-czeskie spotkanie z dwoma pisarkami młodego pokolenia: Weroniką Murek i Ivaną Myškovą. Spotkanie pod tytułem – zgrabnie zainspirowanym najbardziej znanymi zbiorami opowiadań autorek – „Uprawa białych zwierząt metodą Miczurina” poprowadzi Mariusz Szczygieł, a tłumaczyć będzie tłumaczka prozy Myškovej, Ela Zimna.
Dlaczego warto? Bo zarówno Murek, jak i Myšková piszą nieszablonowo i stworzyły jedne z najciekawszych zbiorów opowiadań ostatnich lat w swoich krajach, i dobrze posłuchać, co mają do powiedzenia młode autorki z obu stron polsko-czeskiej granicy.


30 marca – rozmowa z Františkiem Tichym, autorem wydanego niedawno po polsku Tranportu poza wieczność. Spotkanie z udziałem autora i tłumaczki Ani Wanik skierowane jest do młodzieży. 31 marca w planach również spotkanie w Krakowie.
Dlaczego warto? Bo historia opowiedziana przez Tichego – rozgrywająca się częściowo w getcie Theresienstadt i zainspirowana losami autentycznej postaci, utalentowanego żydowskiego chłopca Petra Ginza, który zginął w komorze gazowej w Auschwitz – jest przejmująca i niezwykła.

16 kwietnia do Warszawy zawitają Markéta Baňková i Martin Vopěnka, czyli autorzy wydawani przez Dowody na Istnienie w serii Stehlík. Prowadzi Mariusz Szczygieł, tłumaczy Ela Zimna.
Dlaczego warto? Bo zarówno Baňková, jak i Vopěnka w swojej twórczości chętnie inspirują się naukami ścisłymi i przyrodniczymi, i myślę, że może z tego wyniknąć ciekawa rozmowa.


22 kwietnia – spotkanie z Petrą Soukupovą, która wystąpi w towarzystwie swojej tłumaczki i wydawczyni, Julii Różewicz. Przepytywać będzie, po raz kolejny, Mariusz Szczygieł.
Dlaczego warto? Bo Soukupová nie tylko świetnie pisze, ale i ponoć niezbyt chętnie podróżuje, promując swoje książki – takiej okazji nie można przegapić! :)

4 czerwca – spotkanie z autorem książki Mówić prawdę, Josefem Formánkiem. W spotkaniu udział weźmie również tłumacz powieści, Andrzej S. Jagodziński.
Dlaczego warto? Bo powieść wzbudziła spore zainteresowanie nie tylko w Polsce, a w Czechach Formánek ma już trochę status literackiej gwiazdy.

Oczywiście warto przestudiować cały program, bo prócz powyższych mocno literackich punktów znajdziecie w nim m.in. występ czeskiej komiczki i performerki Adéli Elbel (i towarzyszący mu Kiermasz Śmiesznej Czeskiej Książki – brzmi paradnie!) czy spotkanie z Mikołajem Łozińskim i jego przeuroczą czeską tłumaczką Lenką Kuhar Daňhelovą.

A najbliżej, bo już 7 marca – tradycyjnie Hrabal na Elektoralnej / 52 lata później, czyli wieczór poświęcony Bohumilowi Hrabalowi, w rocznicę jego jedynego spotkania autorskiego w Polsce. Udział wezmą Janusz Anderman i Wojciech Pszoniak, poprowadzą Aleksander Kaczorowski i Elżbieta Szymańska, a po rozmowie odbędzie się pokaz filmu Skowronki na uwięzi Jiřiego Menzla. Polecam, choć prawdę mówiąc, nieco bez przekonania – marzy mi się wreszcie odświeżona formuła także spotkań poświęconych mojemu ulubionemu autorowi. Wszystkich, którzy nie widzieli Skowronków, zachęcam jednak choćby ze względu na ten cudowny film.

Pełny program tegorocznej Polsko-Czeskiej Wiosny Literatury i więcej informacji znajdziecie na stronie MIK.

Okładki książek pochodzą ze stron wydawnictw.
Zdjęcie Weroniki Murek: fot. Anna Mika / Czarne
Zdjęcie Ivany Myškovej: fot. Ondřej Lipár / Wikimedia Commons
Zdjęcie Markéty Baňkovej: fot. Lukáš Dvořák / Dowody na istnienie
Zdjęcie Martina Vopěnki: fot. David Konečný / Dowody na istnienie
Zdjęcie Petry Soukupovej: fot. Afera
Zdjęcie Josefa Formánka: fot. Wikimedia Commons
Grafika wydarzenia Hrabal na Elektoralnej: Mazowiecki Instytut Kultury

Gruziński los, kobiecy los – „Ósme życie”, Nino Haratischwili

$
0
0
Ósme życie to wędrówka przez historię XX wieku z bolesnej perspektywy kobiety. Kobiety, która czekała, aż jej mąż wróci ze służby wojskowej lub wojny do domu, kobiety będącej wbrew jej woli obiektem pożądania, kobiety, której bezceremonialnie odbierano to, co najcenniejsze. „O nas zawsze decydują mężczyźni. Co to za życie?” – mówi jedna z bohaterek.

Ta kobiecość ma tu niezliczone twarze. Odważnej Stazji, która w czasach rewolucji bolszewickiej wyruszyła sama z gruzińskiej prowincji na poszukiwanie męża-wojskowego do Piotrogrodu. Jej pięknej siostry Kristine, która za swoją urodę musiała zapłacić wysoką cenę – zostać kochanką zbrodniarza, jednego z najpotężniejszych ludzi w Związku Radzieckim. Artystki Sopio, która zesłaniem do łagru zapłaciła z kolei za to, że nie chciała się przystosować do brutalnych zasad panujących w komunistycznym kraju. Pianistki Idy, która za miłością wywędrowała aż do Leningradu, by cierpieć później głód i samotność w trakcie blokady miasta. Malarki Fred, której całą rodzinę odebrał holokaust, a sama przeżyła tylko dlatego, że została kochanką esesmana. Utalentowanej Gruzinki Gulo, której gwałt i ciąża pokrzyżowały plany studiów matematycznych i poświęcenia się astronomii. Młodziutkiej Kitty, która przeszła piekło tortur, bo jej ukochany poświęcił wierność Wodzowi za marzenia o Wiedniu, i pokornej pielęgniarki Mariam, która zmuszona została do asystowania w tych torturach. Ale i twarz Ałły, bestii w kobiecej skórze, femme fatale i wysokiej urzędniczki NKWD, odpowiedzialnej za te tortury.

Dziesiątki opowieści o kobietach, dla których historia była bezlitosna, które czekały, cierpiały, w milczeniu znosiły gwałty i upokorzenia. Które wchodziły w życie radośnie i z głową pełną marzeń, miały swoje chwile szczęścia i wolności, ale rzeczywistość szybko podcinała im skrzydła. Historia, która od wieków się powtarza.

To też historia z perspektywy Gruzji, tego pięknego kraju, który wydał na świat Stalina i Berię. Ojczyzny autorki, o której ta pisze gorzko, wyrzucając jej brak ambicji, oportunizm, wypieranie własnych ran i błędów, pustą wesołość: „Bądź radosna i pogodna, bo to cechy Gruzinów: w tym słonecznym kraju nie lubi się ponuraków. (…) Nigdy nie zdradzaj męża, a jeśli mąż cię zdradzi, wybacz mu, bo przecież jest mężczyzną. Żyj przede wszystkim dla innych. Bo inni tak czy inaczej zawsze wiedzą lepiej, co dla ciebie dobre”. Ale jest to dla niej i kraj, z którym łączy ją nierozerwalna więź: „Mimo wieloletniej walki o ten kraj i z tym krajem nie zdołałam go zastąpić żadnym innym, wyrzucić go z siebie niczym złego ducha, który mną zawładnął”.

Choć narratorka snuje swoją historię na prawie 600 stronach, książkę pochłania się błyskawicznie, niecierpliwie czekając na dalsze losy tej dotkniętej tyloma nieszczęściami rodziny. Równie niecierpliwie czekam teraz na lekturę na drugiego tomu Ósmego życia, w którym, mam nadzieję, usłyszę wreszcie od narratorki jej własną historię.

***
Cytaty: N. Haratishwili, Ósme życie (dla Brilki), przeł. (z niemieckiego) U. Poprawska, wyd. Otwarte, Kraków 2016.

Sauna, piwo i strach. „Czeski Raj” Jaroslava Rudiša obrazem czeskiej duszy? [patronat]

$
0
0

„Trzy piwa powinien codziennie wypić każdy facet i każda baba. I byłby spokój. Nikt by się nie kłócił. Nie byłoby tylu rozwodów. Wojen by nie było. Islamskich terrorystów by nie było. Żadnych terrorystów by nie było. Na całym świecie byłby pokój, gdyby wszyscy pili trzy piwa dziennie. Ale tylko pilznera”.

Najnowsza książka Jaroslava Rudiša to trochę obraz czeskiej duszy. Grupka mężczyzn siedzi w rozpadającej się saunie w samym środku Czeskiego Raju, z dala od wielkich miast. Nie mają nazwisk, tylko opisowe przydomki niczym indiańskie imiona: „ten, co ma przejść na emeryturę”, „ten, co jest taksówkarzem”, „ten, co był mistrzem kraju w tenisie stołowym”. Komentują rzeczywistość, narzekają na internet, kłócą się, trochę dla sportu, jak zaimponować kobiecie (i czy gadki o książkach działają) i jak ugotować najlepszy gulasz. Hovory lidí, jak u Hrabala.

Kim właściwie są?

Nie lubią Niemców, ale „bez Niemców nie byłoby pilznera, co nie?”. Za poprzedniego ustroju byli komunistami, ale i tak w listopadzie dzwonili kluczami na Placu Wacława. Chcą nowej rewolucji, ale nie wiedzą, w którą stronę by miała pójść. „Jakoś prosto”…

Wszystko wiedzą najlepiej. Choroby leczą piwem (trzy pilznery dzień w dzień, nie mniej i nie więcej!). Buńczuczną postawą maskują kompleksy, nie znoszą „prażaków” i cudzoziemców. Ale też nie zawsze się ze sobą zgadzają – sprzedawca ubezpieczeń jest gotów obić swojemu koledze gębę za szczucie na muzułmanów, mówiąc: „Mój dentysta to Syryjczyk, porządny facet”. Kiedy najmłodszy mówi: „Chciałbym nauczyć się od niej niemieckiego i pojechać do Rajchu. No bo co tu można robić, co nie? W tej dziurze”, mistrz kraju w tenisie stołowym daje mu po głowie i każe o ojczyźnie mówić z szacunkiem. Narzekają na swoje „velitelki”, a mimo to je kochają (a gdy je stracą, całymi dniami nie wietrzą mieszkania, by zatrzymać jak najdłużej ich zapach). Mówią o sobie: „Przecież jesteśmy porządnymi ludźmi, nie? Nie jesteśmy bydłem”.

I mają rację.

Im bliżej końca, tym bardziej się o tym przekonujemy.


W Boga nie wierzą, ale też nie do końca nie wierzą. Boją się śmierci, ale pocieszają się wizją, że niebo będzie jak nowa gospoda, w której wszyscy w końcu się zejdą. Czekają na koniec świata i mają nadzieję, że przyjdzie, gdy będą w saunie. W tym momencie zaczynamy rozumieć, jak bezradni i wystraszeni są, jak bardzo nie radzą sobie z życiem mimo tylu przeżytych lat, jak ciążą im złe wspomnienia, jak bardzo potrzebują tej twierdzy w postaci sauny. Miejsca jak piwiarnia, ale bardziej magicznego, bardziej świętego, bardziej jak kościół, za drzwiami którego problemy znikają:

„Tu w saunie jesteśmy zabezpieczeni przed światem, my, faceci. Tu nie mają wstępu ani baby, ani problemy, ani choroby. Zostają grzecznie za ścianą”.

W końcu chyba wszyscy potrzebujemy czasem swojej sauny, prawda?

Czeski Raj zachwyca poczuciem humoru i empatią dla bohaterów – tej grupki przemądrzalców, którzy gębę mają pełną życiowych mądrości, ale o życiu wciąż wiedzą niewiele. To zresztą typowe dla Rudiša i bardzo čapkowskie – w jego książkach roi się od mało sympatycznych bohaterów, o których pisze tak, że mimo to ich lubimy. Nikt tu nie jest dobry lub zły, za to każdy – niedoskonały, i przez to wzruszający.

Uwagę zwraca też kameralny, teatralny wręcz charakter opowieści – przez całą książkę pozostajemy w jednym pomieszczeniu, w czterech ścianach sauny, zmieniają się jedynie pory roku. Bardzo teatralne jest także zakończenie – z bójką, burzą i przejmującym śpiewem sprzątaczki – co nasuwa podejrzenie, że utwór już powstawał z myślą o scenicznej adaptacji.

Wreszcie – chapeau bas za odtworzenie żywej, mówionej czeszczyzny. W przekładzie tego nie widać, w polskiej wersji język bohaterów jest swobodny i dobrze się czyta, ale ten żywioł obecnej češtiny jest nieprzekładalny, więc każdemu, kto choć trochę czyta po czesku, polecać będę jednak oryginał. Widać tu niesamowite ucho Rudiša, widać długie godziny rozmów i słuchania, i w efekcie w Czeskim Raju zbliżył się do języka mówionego tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Jaroslav Rudiš jak zwykle nie rozczarowuje. Jego kolejna książka skupia w sobie to, co najlepsze z czeskiej tradycji i to, co nowe i świeże; jest w tym Hrabal, Čapek i Hašek, a równocześnie 100% Rudiša. Tragikomizm, czekanie na koniec świata i refleksje o życiu przeplatane z gadkami o piwie, gulaszu i kobietach – czy to nie brzmi jak idealna lektura na czas pandemicznej apokalipsy?

Zapraszam Was do sauny. Baby, problemy i choroby zostawimy za drzwiami.

***
Cytaty: J. Rudiš, Czeski Raj, przeł. K. Dudzic-Grabińska, wyd. Książkowe Klimaty, Wrocław 2020. Premiera 18 marca (dziś!).

Gdzie się rodzą bajki? W Czeskim Raju! czyli „Tato, ta ci się udała” Zdeňka Svěráka

$
0
0

Tato, ta ci się udała to urocza miniaturowa opowieść o tym, że każdy może w sobie znaleźć pokłady fantazji i każdy tata może zostać opowiadaczem bajek. Czasem tylko musi poszukać inspiracji w Czeskim Raju.

Zaczyna się od akcentu wręcz feministycznego – „długiego zdania mamy”. Zdanie brzmi:

„Nie gniewaj się, tato, ale ja też chodzę do pracy, a oprócz tego piorę, prasuję, szyję, gotuję, zmywam naczynia, ścieram kurze, odkurzam dywany, odprowadzam Petrzika do przedszkola, robię zakupy i chodzę na wywiadówki, smaruję sobie maszynę do szycia, czyszczę buty, noszę płaszcze do pralni i odbieram je stamtąd, i nie mam nawet czasu pójść do fryzjera, żeby ci się podobać, i tak sobie myślę, że mógłbyś przejąć ode mnie chociaż opowiadanie bajek na dobranoc, co ty na to?”.

Zadanie, choć na pozór niezbyt skomplikowane, z początku przerasta tatę-architekta. Skąd brać pomysły na bajki? W książeczkach jest ich pełno, ale dla wymagającego Petrzika i Petruszki czytanie z książki to za mało. Mama zawsze opowiada z głowy…

Tata zadręcza się, nocą nie może spać, aż wreszcie wpada na to, o co chodzi: mama urodziła się w Lomnicy nad Popelką, w samym sercu bajkowego Czeskiego Raju, nic więc dziwnego, że przychodzi jej to tak lekko.

„Nagle tata Szima posmutniał. On urodził się w Pradze, na Wrszowicach. A to nie jest bajkowa kraina. Tam są tylko szare ulice, szarobury dworzec, sklep z zamkami błyskawicznymi i przedsiębiorstwo kolejowe. Kto pochodzi z Wrszowic, ten bajki nie wymyśli”.

Mimo to tata postanawia wyruszyć w podróż, na poszukiwanie inspiracji.

Cieszę się, że ta książeczka czekała kilka tygodni, nim wzięłam ją ze stosiku i przeczytałam. Bo tak się składa, że zaledwie tydzień temu byłam w miejscach, w których bajkowy tata szukał weny. Znam Podiebrady, którego cudowne wody uzdrowiły pana Sojkę, znam Jiczyn, za którym Czeski Raj się zaczyna, i znam nawet miasteczko Lomnice nad Popelką, gdzie urodziła się mama. Bo wiecie, który jeszcze sławny opowiadacz pochodzi z tego bajkowego miejsca? Sam Jaroslav Rudiš. I wszystko staje się jasne. :)

Lomnice nad Popelką. Rynek.

Jako bonus tej opowieści dostajemy dwie urocze bajki, opowiedziane przez mamę i tatę – o przygodach wieszaków w szafie w pewnym hotelu i o bohaterskiej gaśnicy. To pełne barwnych postaci historie, które uczą, by się nie wywyższać i by nikogo nie spisywać na straty, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może nam pomóc.

Svěrák pisze plastycznie i obrazowo, w jego bajkowym świecie wszystko żyje, a efekt wzmacniają dodatkowo cudowne, dowcipne ilustracje Adolfa Borna. Piękna, mądra, pouczająca książeczka, świetna na czas kwarantanny – także jako instruktaż dla mało bajkowych tatusiów, poszukujących inspiracji. ;)

I niech żyją Podiebrady!

***
Z. Svěrák, Tato, ta ci się udała, przeł. Anna Rey, ilustr. Adolf Born, wyd. Wydawnictwo Dwie Siostry, Warszawa 2019.

Całowałeś kiedyś panterę? czyli Charles Bukowski o miłości

$
0
0
W tomie wierszy Bukowskiego O miłości nie ma, wbrew temu, czego można by się spodziewać, za wiele seksu. Za to sporo słonecznego smutku, rozczarowania, czułości i tęsknoty.

Była jednym z najważniejszych tematów jego poezji. Miłość, różnie rozumiana, to dla Bukowskiego jedyny jasny i piękny element codziennej niedoli, szarości życia. „Czas miłosnego cudu”, pisze w prysznicu. Ale piękna jest również dlatego, że nietrwała. „moja miłość to koliber przycupnięty w tej cichej chwili / na gałązce / gdy ten sam kot / się czai” – czytamy w wierszu 2 goździki. A w końcu krótkiego romansu, trochę mniej wzniośle: „miłość ulatnia się – pomyślałem / wracając do / łazienki – nawet szybciej / niż wilgoć ze spermy”.


Dlatego miłość Bukowskiego jest gorzka. Człowiek na chwilę się odsłania, ale zawsze kończy się tak samo – drapieżny kot życia rozszarpuje bezczelnego ptaka miłości. Prawdziwe uczucie ginie gdzieś w gąszczu aktorskich zagrywek, oczekiwań, pretensji, kłótni.

Poeta pisze nieraz o swoich kobietach jak o drapieżnych bestiach, ale nie robi też z siebie ofiary: „nie lubię tych obłędnych i zbędnych kłótni które zawsze / wybuchają / i nie lubię wtedy siebie / kiedy nie ustępuję na krok” (tak). Kończy więc zawsze samotny, rozgoryczony, pozbawiony wiary w miłość: „gdyby miłość mogła sięgać do końca arkusza papy / albo chociaż do granic sensu / ale to się nie uda / nie ma szans / za dużo facetów zadziera nosa / za dużo kobiet zadziera nogi” (a tu balanga – automaty, czołgi, armia w starciu z ludźmi na dachach).

Miłość rani z definicji. Dlatego w każdy kolejny związek poeta wchodzi, przygotowując się już na rozstanie. „Lindo, przyniosłaś mi to / a kiedy zabierzesz / zrób to wolno i lekko / jakbym umierał pogrążony we śnie a nie w / w życiu, amen” – pisze w prysznicu. „little dark girl with / kind eyes / when it comes time to / use the knife / I won't flinch” – pisze z kolei w raw with love (cytuję w oryginale, bo uwielbiam ten wiersz w oryginalnym brzmieniu, wybaczcie; w zbiorze znajdziecie go pod tytułem otarty od kochania).


Czemu więc przechodzić to wciąż na nowo? Czemu nie wybrać spokojnej, bezbolesnej samotności? Odpowiedź znaleźć można w innym wierszu z tego tomu, jednym z najpiękniejszych wierszy o miłości, jaki znam – całowałeś kiedyś panterę? Pozwólcie, że znów zacytuję w oryginale: „you ought to sleep with a panther (…) / never anything but the female panther / the female panther walking across the room / the female panther walking across your soul / all other love songs are lies”. Gdy twoje oczy skrzyżują się z oczami pantery, nie ma już drogi odwrotu.

Poza tym „samotność ma wiele zalet / ale w byciu we dwoje jest jakieś dziwne ciepło” (tak).

Zawstydzony twardziel

Choć do historii Bukowski przeszedł jako seksista, który kobiety traktował dość instrumentalnie, jego wiersze pokazują, że to obraz nie do końca zgodny z prawdą. W wierszu miłosnym do wszystkich kobiet które znałem pisze o kobietach z czymś w rodzaju czułego smutku i komplementuje – w sposób dość niekonwencjonalny – ich ciepło („kobiety są bardzo / ciepłe przypominają mi / grzankę z masłem”), a bliskość z nimi opisuje jako coś niemal uświęconego („to / trochę jak kościół tyle / że chwilami słychać / śmiech”). Twardziel Chinaski jest tak naprawdę „kaleką, co ciągle potrzebuje miłości”. W utworze zrobiłem błąd, tęskniąc za jedną ze swoich obrażonych kochanek, wyznaje: „jeżdżę po ulicach / bliski płaczu / wstydząc się swojego sentymentalizmu / a może i miłości”.

Każda jego skończona miłość pozostawia też po sobie ślad: „myślę o każdej z tych dam / i zastanawiam się czy one myślą o mnie / czy też jestem tylko tomem wierszy / zagubionym między innymi tomami? / zagubionym między Turgieniewem a Tołstojem” (dla tych 3). „niektóre są prawie / szalone ale żadna nie jest bez znaczenia” – dodaje w wierszu miłosnym do wszystkich kobiet które znałem.

Romans z maszyną do pisania

Uczucie między mężczyzną a kobietą to jednak nie jedyne oblicze miłości, jakie pojawia się w wierszach z tego zbioru. Znalazło się tu również kilka pięknych wersów o miłości do córki (m.in. na 18 miesięcy Mariny Louise, wiersz dla mojej córki, wiersz miłosny do Mariny, koło budki przy szosie), do matki swojej córki (było dobrze czy wiersz dla starej krzywozębej, w którym pisze o niej ciepło: „skrzywdziła mniej osób niż / ktokolwiek, kogo znam”), a nawet opis jedynego momentu bliskości ze znienawidzonym ojcem – gdy ten przeczytał jedno z opowiadań syna i przyznał, że mu się podobało (przyjęto do druku).

W wierszu o znamiennym tytule pierwsza miłość poeta wyznaje też uczucie literaturze: „bez tych książek / nie wiem / co by ze mnie / wyrosło: / bełkoczący szaleniec; / ojcobójca; / idiota, imbecyl; / szara beznadzieja”. W innym utworze pisze o smutnym życiu i twórczości pisarki Carson McCullers. W moich miłosnych ścianach natomiast wyznaje miłość swojej maszynie do pisania: „życie to trud a pisanie to wolność” i „te wszystkie śliczności: / cieszę się że jestem z nimi duchem / a nie ciałem / bo nareszcie mogę walić tę jebaną maszynę / beztrosko”.

W mowie pogrzebowej pisze o tym, jak to jest stracić ukochany samochód, który służył nam wiernie przez wiele lat i który znaliśmy jak nikt inny: „nikt oprócz / ciebie / nie znał / jego muzyki / magii / niewiarygodnej / waleczności”. W wierszu czarodziej, znikł płacze w trakcie wyścigów konnych z żalu za zmarłym niedawno „jednym z najwspanialszych woźniców dwukółek – małym Joe O’Brienem”. A Trollius i treliaże to podziękowanie dla jego wydawcy: „dziękuję / że mnie wtedy znalazłeś / na DeLongpre Avenue 5124 / gdzieś między / alkoholizmem a / obłędem”.

Czasem życie smakowało słodko

Wreszcie – wiersz dla pucybuta jest przecież wierszem o miłości do świata i ludzi, choć przez większość życia tak bardzo Bukowskiego rozczarowywali. To jeden z moich ulubionych jego utworów: jest jak zabłąkany promień słońca, który znienacka pada nam na twarz. „właśnie to pomaga wierzyć / że jest coś oprócz śmierci: / ktoś w samochodzie jadącym zbyt wąską ulicą / kto zjeżdża na bok, żebyś mógł przejechać” – pisze autor, i dodaje: „najlepszych z was / lubię bardziej niż myślicie / inni się nie liczą”. I jeszcze to wstydliwe wyznanie: „bywam zgorzkniały / ale czasem życie smakowało / słodko. boję się tylko / to powiedzieć. to tak / jak kiedy twoja dziewczyna mówi: / «powiedz, że mnie kochasz», a ty / nie możesz”.

Bo było z nim dokładnie tak, jak w jednym z najbardziej znanych jego wierszy – drozd. Pod pokrytą bliznami gębą twardego faceta, pod tą osobliwą zbroją chroniącą go przed rzeczywistością, skrywał ogromną wrażliwość i potrzebę miłości: „w moim sercu siedzi drozd. / chce się wydostać / ale polewam go whisky i zaciągam się / papierosami / (…) mówię, / siedź cicho, chcesz mi narobić / kłopotów? / chcesz wszystko / spieprzyć? / żeby spadł popyt na moje książki w / Europie?”.

Dajcie mu szansę. Posłuchajcie o jego miłości. Zobaczcie, jak wraz z nim się zmieniała. Aż po ten ostatni wiersz, w którym, w obliczu śmierci, przecież w końcu padają te trudne słowa:


***
Ch. Bukowski, O miłości, przeł. M. Kłobukowski M., P. Madej, L. Engelking, wyd. Noir Sur Blanc, Warszawa 2018.

Miłość vs. segregacja genetyczna – „Drobiazg”, Markéta Baňková

$
0
0
W swojej powieści Drobiazg Markéta Baňková, podobnie jak zbiorze opowiadań Sroka w krainie entropii, inspiruje się nauką. Tym razem jednak zamiast praw fizyki mamy mroczne zawiłości genetyki – i niepokojąco owładniętego nimi bohatera.

Sięgając po tę książkę, spodziewałam się czegoś nieco innego. „Czy zdarzyło się Wam spojrzeć na ukochaną, ukochanego, matkę czy ojca jak na urządzenie biologiczne? Raczej nie. A główny bohater tej powieści – student genetyki Tomasz – właśnie tak widzi ludzi. Nawet ciało najdroższej kobiety staje się dla niego przede wszystkim »workiem na geny«” – pisze na okładce Mariusz Szczygieł, a dalej wspomina o „czarnej komedii”. Opis zupełnie trafny, jednak w moim odczuciu zapowiadał książkę raczej lekką i groteskową. Tymczasem Baňková wprowadza w nieco mroczniejsze klimaty.

Tomasz bowiem nie jest zwykłym dziwakiem…

…czy oderwanym od rzeczywistości nerdem. Autorka zastosowała sztuczkę jak z Lolity Nabokova – to bohater opowiada nam tę historię, dlatego wydaje się bardziej sympatyczny i nieszkodliwy niż w rzeczywistości. Od początku zdajemy sobie sprawę z jego cynizmu i lekkiego egoizmu, ale poza tym wydaje się zwyczajnym, może nieco bardziej zainteresowanym nauką niż jego rówieśnicy, chłopakiem.

Dopiero z czasem uświadamiamy sobie, że to czystej wody szaleniec, a geny są jego obsesją. W dzieciństwie został adoptowany i choć przybrani rodzice dali mu dom, o jakim wiele dzieci może tylko marzyć, o swoich opiekunach wypowiada się z odcieniem pogardy – w jego oczach to „tylko” prości ludzie, bez wykształcenia, bez inteligencji. Wmawia sobie, że sam jest z „lepszej” materii, bo jedyny jego biologiczny krewny, którego zna, to profesor, erudyta, człowiek oświecony. Świadomie lub nie, Tomasz dokonuje genetycznej segregacji ludzi ze swojego otoczenia.

Nie trafiają do niego słowa profesora, że powinien kochać i szanować swych przybranych rodziców, bo ich troska to najbardziej bezinteresowna i nieegoistyczna forma miłości. Nic nie znaczą dla niego więzi uczuciowe, często dużo silniejsze przecież niż geny. Odsuwa się od kobiety, z którą chciałby być, gdy dowiaduje się, że ta ma dziecko. „Obce młode”. I choć z upodobaniem bawi się porównaniami znajomych Julie do zwierząt, sam wydaje się tu najbardziej nieludzki. Opętany obsesją, psychopatyczny.

Mroczna groteska

Z czasem przestajemy tracić rozeznanie, co w jego opowieści zdarzyło się naprawdę, a co jest jedynie wytworem chorej wyobraźni – bo przecież wpis w pamiętniku Julie, który bohater ukradkiem czyta, jest zbyt literacki i szczegółowy jak na osobiste zapiski. W tym samym czasie Tomasz z bezwzględną konsekwencją realizuje dziwaczny plan rozpowszechnienia swoich genów. Bynajmniej nie poprzez płodzenie dzieci.

Markéta Baňková. Fot. Pavel Horák / Wikimedia Commons

Tak, oczywiście mamy tu też do czynienia z humorem. Scena z gadającym genem FOXP2 jest cudownie groteskowa, ale przy tym – wciąż w pewien sposób mroczna. Niech was nie zwiodą kolory na okładce Drobiazgu, bo zamieszczona na niej grafika Kateřiny Sidonovej jest nie tylko barwna, ale i niepokojąca; tak jak historia opowiedziana w książce.

Wszystko zaczyna się od uczuć

Markéta Baňková stworzyła niejednoznacznego bohatera, który budzi ciarki na plecach, i historię, która hipnotycznie wciąga jak wir helisy DNA. Nauka po raz kolejny okazuje się w jej prozie niezwykle literacka, ale tym razem pokazuje też swoją twarz niebezpiecznej obsesji.

Wszystko jednak, wbrew intuicjom Tomasza, zaczyna się i kończy na uczuciach. Bo przecież cała ta historia nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie poczucie braku w sercu pewnego adoptowanego chłopca.

***
M. Baňková, Drobiazg. Miłość w czasach genetyki, przeł. D. Dobrew, wyd. Dowody na istnienie, Warszawa 2019.

Osobliwa kraina. Słów kilka o czeskim numerze „Toposu”

$
0
0
Najnowszy numer miesięcznika „Topos” poświęcony jest czeskiej literaturze. I choć stanowi on tylko okienko na pewien wycinek bogactwa tej literatury, to jest to wycinek intrygujący, bo nietypowy. Twórcy zapraszają nas nie tylko do świata Hrabala i Kroutvora, ale również na Wysoczynę, do ojczyzny poetów czeskiego nurtu religijnego.

Miloš Doležal tak mówi o Wysoczynie: „Jest to dziwna, osobliwa kraina, wbita, niczym klin, między Morawy a Czechy (…). Wysoczyna to kraina surowa, uboga i kamienista, o pagórkowatym, wywołującym melancholię krajobrazie. Dość wysoko – sześćset, osiemset metrów nad poziomem morza, długa zima. Niezwykłe jest to, że urodziło się tu wielu ludzi ogromnie istotnych dla czeskiej kultury duchowej, często samotników i odludków”.

Tu żyli i tworzyli Jakub Deml i Jan Zahradníček, tu swoją parafię miał ks. Josef Toufar, stąd pochodzi rodzina Miloša Doležala. Wielu bohaterów tego czeskiego numeru „Toposu” związanych jest z tym szczególnym regionem na mapie Czech. Dlatego i Wysoczyna – ta melancholijna, odludna Wysoczyna, a nie, stereotypowo, gwarna magiczna Praga – zdaje się osobnym bohaterem czeskiego wydania magazynu.

Ale po kolei… Co znajdziemy w czeskim „Toposie”?

Hrabal i Kroutvor, Seifert i Roth

W czeskiej części magazynu znalazły się po dwa niedługie teksty Bohumila Hrabala i Josefa Kroutvora, czyli klasyka, która nie może się nie spodobać. Teksty hrabalowskie to zaczerpnięte ze zbioru Domácí úkoly: Jak człowiek zostaje pisarzem? oraz Kwestionariusz hrabalowski, czyli fragmenty wywiadów z Hrabalem, składające się na jego urzekającą sylwetkę. Uzupełnieniem wątku hrabalowskiego może być zamieszczony w drugiej części magazynu tekst Z dobranocek dla Hrabala Przemysława Dakowicza, czyli literacki opis podróży po miejscach drogich samemu Hrabalowi, jak praska Libeń, Kersko czy Nymburk, przeplatany fragmentami własnej rodzinnej historii. Bo losy nas, ludzi Europy Środkowej, są przecież tak bardzo podobne…

Teksty Kroutvora zaś poświęcone są dwóm wielkim literatom – Jaroslavowi Seifertowi i Josephowi Rothowi. Przy czym ten drugi to właściwie pretekst do przypomnienia raz jeszcze idei Europy Środkowej, którą niesłusznie porzuciliśmy w ostatnich czasach na rzecz Zachodu.

Jan Zahradníček i jego wiersze ocalone

Bohaterem tego numeru jest jednak również postać mniej znana polskim czytelnikom, wspomniany Jan Zahradníček. Jeden z najważniejszych czeskich poetów katolickich, bezprawnie uwięziony i praktycznie zamęczony w komunistycznych więzieniach – zmarł w nędzy i depresji w kilka miesięcy po zwolnieniu. Oprócz wyboru jego wierszy i krótkiej sylwetki nakreślonej przez tłumacza Andrzeja Babuchowskiego, w magazynie znajdziemy również wywiad Josefa Mlejnka z synem Zahradníčka, senatorem Janem Jakubem Zahradníčkiem. Opowiada on o tym, jak trudnym doświadczeniem było dla niego życie bez taty (gdy go aresztowano i uwięziono, Jan Jakub miał zaledwie trzy lata), dzieli się swoimi strzępkami wspomnień i opisuje, jak odkrywał dla siebie swojego sławnego ojca.

Wiersze Zahradníčka z czasów uwięzienia ocalały dzięki Václavowi Sislowi, pracownikowi więziennej drukarni, dlatego obok tekstów poświęconych samemu Zahradníčkowi w numerze znalazł się tekst Miloša Doležala o działalności Sisla. „Nie ma o nim wzmianki w historycznych monografiach, a mimo to stanowi nieodłączną cząstkę literatury czeskiej dwudziestego wieku jako jej wybawca i kustosz” – pisze o nim Doležal.

Miloš Doležal: Europa Środkowa jak pole minowe

A skoro już mowa o Milošu Doležalu – to kolejny bohater tego numeru „Toposu”. Znany w Polsce przede wszystkim jako poeta, autor wydanego przez wydawnictwo Czarne tomiku Gmina, w ostatnich latach zasłynął także dzięki reporterskiej książce Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć o zamordowanym przez komunistyczne służby bezpieczeństwa księdzu Josefie Toufarze.

Oprócz tekstu Artura Nowaczewskiego, poświęconego tej ostatniej książce, w magazynie znajdziemy także obszerny wywiad z Doležalem. Przemysław Dakowicz wypytał rozmówcę praktycznie o całe jego życie. Dzięki temu dowiadujemy się między innymi, że jego literacką inicjacją były Pociągi pod specjalnym nadzorem i że pod ich wpływem młody Miloš (i jeszcze ta zbieżność imion!) jako nastolatek zgłosił się do pracy na kolei, gdzie ostrzegał przed nadjeżdżającym pociągiem… grając na trąbce. Przywołuje też zabawny epizod, jak przy pomocy kilku butelek cinzano wymigał się od wojska.

Ale są i opowieści poważniejsze, o studiach dziennikarskich w Pradze, o działalności podziemnego Kościoła i o wydarzeniach aksamitnej rewolucji, które przeżywał jako naoczny świadek. A dalej – o tym, jak zaczęła się jego fascynacja historią ks. Josefa Toufara. „Życie w Europie Środkowej jest jak przejście po polu minowym. Nigdy nie wiesz, kiedy coś wybuchnie” – podsumowuje poeta swoje potyczki z XX-wieczną historią.

Jiří Červenka: Na wschód od Pragi

Jest jeszcze jeden bohater numeru – czeski poeta i tłumacz z języka polskiego, Jiří Červenka. W wywiadzie Artura Nowaczewskiego opowiada o swoich pieszych wędrówkach po Czechach, o różnicy między Czechami a Morawami, o granicach – tych geograficznych i metaforycznych. O swoich literackich miłościach i o początkach fascynacji Polską: „Była to dla mnie ziemia wolności. Królestwo autostopu”.

Mnie osobiście jednak najbardziej zaciekawił wątek niechęci czeskich wydawców do polskiej literatury. Jak mówi Červenka: „O każdą książkę trzeba walczyć, handryczyć się, kłócić, objaśniać, wychwalać jak na targowisku gdzieś w Oriencie. Żeby nie odstępować od zamiaru, obejść trzeba pięciu wydawców. Sam przekład to jest ta najmniej skomplikowana część procesu prowadzącego do wydania książki”. I dodaje: „Wszystko, co istnieje na wschód od Pragi, choć byłoby to na północ, wydaje się wydawcom podejrzane i nieinteresujące”.

Lektura czeskiego numeru „Toposu” to na pewno niezły sposób, by poznać trochę inną, a również ciekawą stronę Czech i czeskiej literatury. Osobiście trochę ubolewam, że nie znalazło się tu miejsce na ani jedną sylwetkę kobiecą i że tak śladowo obecni są tu młodzi czescy pisarze. Rozumiem jednak, że format wymagał pewnej wybiórczości, a przy całym bogactwie czeskiej literatury nie sposób dogodzić wszystkim.

***
„Topos”, dwumiesięcznik literacki, nr 1 (170) 2020.

Czeskie skarby pod specjalnym nadzorem (9): Czeskie nowości na pandemiczną wiosnę

$
0
0
Ten odcinek Czeskich Skarbów pod Specjalnym Nadzorem miał wyglądać trochę inaczej. Jego świetlistym punktem miała być zapowiedź majowych Warszawskich Targów Książki, których planowanym gościem honorowym w tym roku były Czechy wraz z całą plejadą czeskich pisarzy. Jak wiadomo jednak, targi zostały odwołane. Podobnie jak większość kulturalnych imprez tej wiosny.

Ale mówi się „trudno” i żyje się dalej, zwłaszcza że nawet przy wszystkich ograniczeniach narzuconych nam przez kwarantannę – wciąż możemy czytać. I wciąż są czeskie premiery, na które warto czekać! W zapowiedziach sporo książek z silnym historycznym tłem (historyczny trend, na który narzeka Jáchym Topol, wciąż silny), ale też sporo humoru, coś dla najmłodszych, i oczywiście wyczekiwana kolejna „czeska” publikacja Mariusza Szczygła.

Poniżej znajdziecie zestawienie tego, co szykują wydawcy, ale najpierw, tradycyjnie, jeszcze krótkie przypomnienie tytułów, które trafiły na półki w ostatnim czasie.

Ostatnio ukazały się:

(Mapa Anny, przeł. Anna Wanik, wyd. Afera)

Żaden szanujący się miłośnik czeskiej literatury nie może tego zbioru przegapić – jest doskonały! Podobnie jak w Zostańcie z nami autor bierze pod lupę relacje damsko-męskie, ale w tym zbiorze na pierwszy plan dużo bardziej wysuwa się ciało. Ciało jako lekarstwo na chłód cyfrowego świata, ale i ciało jako więzienie i biologiczna dyktatura. Język – poetycki, a zarazem bardzo precyzyjny. Crème de la crème najnowszej czeskiej literatury.

(przeł. Andrzej S. Jagodziński, Jan Stachowski, wyd. Czarne)

Wybór opowiadań Škvoreckiego z gorzkich czasów władz totalitarnych. Pierwsza część to przede wszystkim tragedia Żydów, stopniowo wykluczanych z lokalnych czeskich społeczności, a następnie z zimną krwią mordowanych przez nazistów, w dalszej części autor opisuje cienie życia w reżimie komunistycznym. Na wszystko autor patrzy oczyma człowieka, jakim wtedy był – na czasy wojenne i przedwojenne jako chłopiec, na lata 50. jako młody chłopak – oraz z pewną dozą humoru i dystansu. Dla miłośników Batalionu czołgów czy Tchórzy – koniecznie.

(Český ráj, przeł. Katarzyna Dudzic-Grabińska, wyd. Książkowe Klimaty)
PATRONAT

Cudowna, gadana książka, która wydaje się trochę obrazem czeskiej duszy – grupka podstarzałych facetów spotyka się regularnie w rozpadającej się saunie gdzieś w Czeskim Raju i rozprawia o wszystkim. O życiu i śmierci, o kobietach, o polityce, o piwie i o najlepszym przepisie na gulasz. Bezustannie się kłócą, przekomarzają, każdy z nich wszystko wie najlepiej, ale w gruncie rzeczy są zagubieni i wystraszeni, a sauna jest dla nich jak kościół, w którym chronią się przed światem. Rudiš tworzy hrabalowskich bohaterów, na których patrzy z čapkowskim ciepłem. Więcej tu.


Luděk Staněk, Miloš Čermák, Najlepszy czeski stand-up
(Přišel Bůh do kavárny v Karlíně…, przeł. Mirosław Śmigielski, wyd. Stara Szkoła)

Luděk Staněk i Miloš Čermák to para popularnych czeskich komików. Jeden z nich twierdzi, że ta profesja to dla niego sposób na walkę z kryzysem wieku średniego. Drugi stanowczo zaprzecza, by kryzys wieku średniego miał tu coś do rzeczy. Faktem jest jednak, że w Najlepszym czeskim stand-upie sporo żartują ze swojego wieku, a poza tym także z polityki, seksu, wiary, uchodźców, hipsterów… Jak zapewnia wydawca, to tytuł dla wszystkich, którzy lubią „mocny humor w stylu stand-up”.

(przeł. Gabriela Gańczarczyk, Tomasz Grabiński, Krystyna Krauze, wyd. Wydawnictwo ADiT)

Ciekawi Was, jakie dramaty pisze Petr Zelenka? Teraz macie okazję to sprawdzić, i przy okazji zapoznać się z twórczością innych znanych czeskich dramaturgów. „Prawda i miłość” to dziewięć sztuk teatralnych powstałych w ciągu ostatnich dziesięciu lat. Jak czytamy na stronie wydawcy, „przekrój tematyczny jest ogromny: rozliczenie z mitem Václava Havla (którego słynne słowa o prawdzie i miłości zwyciężającymi nad kłamstwem i nienawiścią posłużyły jako tytuł antologii), spowiedź Eichmanna, naukowcy zmagający się z wielkimi koncernami farmaceutycznymi, nowe przygody Sherlocka Holmesa pełne czarnego humoru...”.




Wkrótce ukażą się:

(To že byl život?, przeł. Jerzy Illg, wyd. Znak)
Premiera: 15 kwietnia 2020

Ksiądz Tomáš Halík to jedna z legend czeskiego podziemnego Kościoła, duszpasterz doświadczony w bojach z reżimem komunistycznym. Dziś jest znany jako intelektualista, autorytet, głosiciel dialogu międzywyznaniowego i międzykulturowego. Liczne jego publikacje ukazały się również w Polsce. Opowieść o jego życiu to zarazem fascynująca wędrówka przez trudną czeską historię XX wieku.


(Prašina, przeł. Anna Radwan-Żbikowska, wyd. Afera)
Premiera: 4 maja 2020

Truchlin (czyli czeska Prašina) to fikcyjna dzielnica Pragi, którą spowija mrok. Czas zatrzymał się tam sto lat temu, nie działa prąd, nie ma zasięgu. I gdy pewnego dnia ciemność tego tajemniczego miejsca zaczyna się rozlewać na resztę miasta, para dzieciaków, Jirka i En, rozpoczynają śledztwo, od którego zależą losy całej Pragi. Trzymająca w napięciu powieść dla młodzieży, która podbiła serca czytelników w Czechach i zdobyła nominacje do najważniejszych czeskich nagród.


(Slepá mapa, przeł. Agata Wróbel, wyd. Amaltea)
Planowana premiera: maj 2020

Debiut autorki, sprzedającej dziś w Czechach setki tysięcy egzemplarzy swoich książek, zaś polskiemu czytelnikowi znanej z powieści Hana. I tym razem Alena Mornštajnová czerpie inspiracje z przeszłości – o doświadczeniach historycznych trzech pokoleń kobiet opowiada z perspektywy trzech bohaterek. Narratorki, jej matki i jej babci: Anežki, Alžběty i Anny. Ich życia naznaczone zostają dwiema wojnami i reżimem komunistycznym.


(Babičky, przeł. Julia Różewicz, wyd. Afera)
Premiera: maj 2020

Petr Šabach powraca z kolejną, szóstą już książką w polskim przekładzie. Znów cofamy się do czasów poprzedniego ustroju, a w centrum uwagi są dwie babcie o zupełnie innych poglądach politycznych. Wynikające z tego komiczne rodzinne niesnaski relacjonuje ich wnuk, Matěj. Autor jak zwykle własne doświadczenia przeplata z literacką fikcją.



Oraz kilka tytułów zapowiadanych już w poprzednim odcinku Czeskich Skarbów pod Specjalnym Nadzorem, na których premierę wciąż czekamy:

(Za trest a za odměnu, przeł. Anna Maślanka, wyd. Amaltea)
Planowana premiera: kwiecień 2020

Tu, raz jeszcze, skromnie się polecam ze swoim przekładem. Autorka przenosi nas do wioski w górach, przed wojną zamieszkiwanej przez Niemców. Po wojnie trafiają tu różni ludzie, jedni w formie kary, inny – nagrody. Dla Terezy, Jozefa i ich rodziców, przesiedlonej tu rusińskiej rodziny, to miejsce jest rajem obiecanym; dla Lise, żony straconego za zdradę komunistycznego dygnitarza, zesłanej tu wraz z dziećmi – piekłem. I nawet wiele lat później, gdy już opuszczą to miejsce, mentalnie wciąż będą w nim żyć. Bolesna mozaika czeskiej historii XX wieku.


(Evropa je jako židle Thonet, Amerika je pravý úhel, przeł. Olga Czernikow, wyd. Amaltea)
Planowana premiera: kwiecień 2020

Pod intrygującym tytułem kryje się zainspirowana podróżą autorki do Stanów Zjednoczonych książka-kolaż, w której filozoficzny esej spotyka się z osobistą historią i refleksją na temat Ameryki. W roku 2013 utwór nominowany był do nagrody Magnesia Litera. Będzie to druga książka autorki w polskim przekładzie, po wydanym ponad dziesięć lat temu zbiorze opowiadań Cud (przeł. Agata Tarnawska, wyd. Atut).


Václav Havel, Skrzeciuchy
(Pižďuchové, przeł. Mirosław Śmigielski, wyd. Stara Szkoła)

Powstała w latach 60. jedyna bajka Václava Havla, napisana na zlecenie jednego z niemieckich wydawnictw. Późniejszy prezydent Czechosłowacji i Czech ponoć bardzo bronił się przed tym gatunkiem, twierdząc, że skoro nie potrafi wymawiać „r”, a wszystkie bajki pełne są stworzeń z „r” w nazwie, zwyczajnie bajki napisać nie może. A jednak w końcu się udało, z jakim efektem – wkrótce się przekonamy.

I jeszcze coś słowackiego…

(Milo nemilo, przeł. Katarzyna Dudzic-Grabińska, Tomasz Grabiński, wyd. Amaltea)
Planowana premiera: kwiecień 2020

Wszystko zaczęło się od tego, że autor, który wraz z kolegą prowadził knajpę w Gelnicy – niewielkim mieście na wschodzie Słowacji – zaczął spisywać na Facebooku ich knajpiane przygody. Ostatecznie wpisy zdobyły tak dużą popularność, a materiału było tak wiele, że powstała z tego książka. „Traktat współczesnego alkoholika, równie zabawny, co bolesny” – czytamy na stronie wydawcy. Wszystko to bardzo przypomina mi Green Scuma i jego Nuselski punk, a jeśli będzie to rzecz równie dobra – na pewno warto po nią sięgnąć.



...oraz polskiego o Czechach – od Szczygła!

(fotografie: Filip Springer, wyd. Dowody na istnienie)
Premiera: 26 maja 2020

Premiera zapowiada i oczekiwana od dawna, i mimo pandemicznego kryzysu – książki doczekamy się już w maju! Osobisty przewodnik Mariusza Szczygła po stolicy Czech ukazuje się dokładnie dwadzieścia lat po pierwszym wyjeździe autora do tego miasta. To wtedy zaczęła się jego czeska fascynacja, którą zaraził później tysiące ludzi w całej Polsce.

Uzupełnieniem publikacji są zdjęcia Filipa Springera oraz rozmowy z Czeszkami i Czechami, „znanymi i nieznanymi”. Sam Szczygieł zapowiada krótko i treściwie: „W przewodniku oprowadzam wyłącznie po moich ulubionych miejscach w Pradze. W ten oto sposób książka wymyka się krytyce, że czegoś w niej nie ma. Jeśli nie ma, to mnie nie uwiodło!”.

A jeśli chodzi o wydarzenia…

...to oczywiście nie ma czego zapowiadać. Odwołano czeskie warszawskie targi książki, nie odbędzie się też Polsko-Czeska Wiosna Literatury, choć organizatorzy zapowiadają zmianę terminu wydarzeń na jesień, a póki co przenoszą się do sieci – co czwartek publikują materiały związane książkami, które prezentowane miały być w ramach cyklu. Na stronie można już znaleźć pierwszy odcinek, dotyczący niesamowitego Transportu poza wieczność Františka Tichego.

Polsko-czeski przegląd filmowy Kino na Granicy, z którym w tym roku współpracuję, i w ramach którego jak co roku zaplanowano kilka wydarzeń literackich, przeniesiony został na sierpień. Bliżej terminu dam znać, jaki jest zaplanowany literacki program.

A tymczasem… trzymajcie się zdrowo. I czytajcie! Teraz jest na to czas.

W cyklu „Czeskie skarby pod specjalnym nadzorem” zestawiam nadchodzące czeskie premiery, a także piszę o ciekawych literackich i nieliterackich wydarzeniach z czeską kulturą w tle. Wszelkie propozycje wydarzeń lub akcji, które mogłabym zaprezentować w cyklu, chętnie przyjmę! Można je przesyłać na adres: lit.skarby.swiata.calego@gmail.com.

Zdjęcie główne: iankelsall1 / pixabay.com. Okładki pochodzą od wydawców.

Pięciu mniej znanych czeskich autorów na czas kwarantanny

$
0
0
Czasy mamy niewesołe, ale za to czasu do czytania sporo. Dlatego wybrałam dla Was kilku czeskich pisarzy (i jedną pisarkę), których możecie jeszcze nie znać, ale powinniście poznać.

Na pandemiczne smutki najlepiej zdają się sprawdzać książki: 1) zabawne, podnoszące na duchu, lub 2) trzymające w napięciu i pokazujące, że naprawdę bywało gorzej. Utwory wszystkich autorów z mojej listy wpadają do którejś z tych kategorii (a niektóre – do obydwu).

Biblioteki są co prawda zamknięte, ale prawie wszystkie książki, o których piszę, kupicie bez problemu w sieci. Niektóre za grosze. Czytajcie – teraz jest na to najlepszy czas!

Ladislav Fuks

Większość z Was pewnie kojarzy doskonały film Juraja Herza Palacz zwłok z fenomenalną rolą Rudolfa Hrušinskiego. To ekranizacja utworu Ladislava Fuksa o tym samym tytule. Fuks jest mistrzem budowania nastroju i pokazywania, jak w ludziach stopniowo budzą się bestie. Żaden inny autor nie stwarzał w swoich utworach tak wiarygodnej atmosfery zagrożenia – czytając jego książki, wchodzisz w skórę bohatera.

Dlaczego czytać go teraz? Bo Fuks pokazuje w swoich książkach, że złowroga najniższa struna, czyli ciemne instynkty, drzemią w każdym z nas, bez wyjątku. I budzą się w sytuacjach granicznych. Być może jeszcze w takiej nie jesteśmy, ale kto wie?
Tytuły, których warto poszukać:Palacz zwłok, Wariacje na najniższej strunie, Śledztwo prowadzi radca Heumann, Pan Teodor Mundstock


Irena Dousková

Z Dumnym Bądźżesiem Ireny Douskovej lżej się przechodzi najgorsze czasy, choroby, kryzysy – sprawdzone info. Autorka opisuje czasy czechosłowackie lata 70. (czyli czasy „normalizacji”, ze wszystkimi ich absurdami) oczyma kilkuletniej dziewczynki. Trochę może Wam to przypominać niektóre powieści Petra Šabacha, trochę – opowiadania Josefa Škvoreckiego, choćby te z wydanego właśnie tomu Gorzki świat. Ale jednak – perspektywa dziecka, a więc miękka, złagodzona, a przy tym po dziecięcemu szczera.

Dlaczego czytać ją teraz? Bo tak, jak według Mariusza Szczygła najbardziej antydepresyjną książką świata jest Śmierć pięknych saren Oty Pavla, tak dla mnie ten tytuł należy właśnie do Dumnego Bądźżesia. Przeczytajcie, a przestanie Wam być smutno.
Tytuły, których warto poszukać:Dumny Bądźżeś, Oniegin był Ruskiem


Vladimír Páral

I jeszcze jeden rozweselacz. Pisarz dziś już mocno zapomniany, autor dowcipnych i ironicznych historii głównie ze świata relacji damsko-męskich. To literatura rozrywkowa ze sporą dozą erotyki, ale nie pozbawiona pewnej refleksji. Postaci Párala są barwne i charakterystyczne, czasem bawią, czasem wzruszają, podobnie jak ich życiowe losy.

Dlaczego czytać go teraz? Bo powieści Párala są jak dobry serial. Bawią, ale nie ogłupiają.
Tytuły, których warto poszukać:Dekameron 2000 czyli Miłość w Pradze, Zawód: kobieta


Ota Filip

Dla mnie – autor jednej książki, absolutnie fantastycznego Wniebowstąpienia Lojzka Lapaczka ze śląskiej Ostrawy. Filip z czarnym humorem, smakowitą ironią i odrobiną smutku przybliża XX-wieczną historię i opisuje ostrawską przedwojenną mozaikę narodowościową – Czesi, Polacy, Żydzi, Niemcy… Ponad 500 stron gęstej, mądrej i dowcipnej prozy.

Dlaczego czytać go teraz? Bo jeśli wsiąkniecie w klimat tej książki, świat ze swoją pandemią przestanie istnieć. Wniebowstąpienie... wciągnie Was niczym niewidzialny haczyk, który stale wciągał bohatera w przeszłość.


Jan Novák

Współautor wspomnieniowej książki Moje dwa światy o życiu Miloša Formana, ale dla mnie – przede wszystkim autor rewelacyjnej powieści Nie jest źle. To jedyna spośród pozycji wspomnianych w moim zestawieniu wydana stosunkowo niedawno. Oparta na prawdziwej historii opowieść o uciecze braci Mašínów z komunistycznej Czechosłowacji na początku lat 50. trzyma w napięciu jak najlepszy thriller. Przez całe 750 stron.

Dlaczego czytać go teraz? Bo jednak „nie jest źle”. Mimo wszystko.


(I bonus: Egon Hostovský

A jeśli wciąż Wam mało, na deser mam jeszcze jedną propozycję. Autor znany w Polsce z tylko jednej książki (ale za to jakiej!) – Zaginionego. To wciągająca powieść szpiegowska, opisująca losy kilku różnych postaci na tle przewrotu lutowego w 1948 roku. Duszna atmosfera Pragi u progu przejęcia władzy przez komunistów, towarzyskie powiązania, tajemnica… Książka wydana na emigracji, stała się bestsellerem za oceanem).

To co, od kogo zaczynacie?

Fotografie:
[1] Mylene2401 / pixabay.com
[2] facebook.com/LadislavFuks
[3] Martin Kozák / Wikimedia Commons
[4] goodreads.com/author/show/588042.Vladim_r_P_ral
[5] Ota Filip / Wikimedia Commons
[6] Petr Novák / Wikimedia Commons
[7] autor nieznany / Wikimedia Commons

Historia ważniejsza niż człowiek? Nowe „Non/fiction”: Media

$
0
0

„Media zapomniały, że mają ogromny wpływ na postrzeganie świata (…). Nienawiść, krew, seks, narkotyki i alkohol. To się sprzedaje. Więc tym się epatuje”.

Powyższe słowa Fanisa Kolliasa, założyciela organizacji Solomon oddającej głos uchodźcom w Grecji (cytowane w reportażu Tylko nie uchodźca Uli Idzikowskiej), są chyba dobrym punktem wyjścia do tekstu o najnowszym numerze nieregularnika „Non/fiction”. Numer poświęcony jest mediom i prezentuje zarówno ich jasne, jak i ciemne – jak w cytacie – strony.

Mowa m.in. o tym, w jaki sposób media kształtują (a w niektórych przypadkach – zniekształcają) nasz obraz świata, jak istotną rolę mogą pełnić w miejscach, gdzie nie przestrzega się zasad demokracji i praw człowieka, ale również o tym, jak dziennikarze w pogoni za „kliknięciami” żerują na cudzych tragediach. Ważnym tematem poruszonym w numerze są fake newsy. Dowiadujemy się, jak wielkim mogą być zagrożeniem i jak trudna jest walka z nimi (Mały fake, wielkie kłamstwo), ale i jak można sobie z nimi radzić – tu pozytywny przykład Finlandii w tekście Małgorzaty Sidz Czwarta władza bez tronu i lwa. Cytując jedną z bohaterek tego reportażu:

„[W Finlandii] ludzie są wykształceni i rosyjska propaganda na nich nie działa. Nawet dzieci w podstawówce uczą się teraz o fake newsach. I to jest właśnie sposób, w jaki demokracja powinna funkcjonować”.

Co mi się podobało w nowym „Non/fiction”?

Mocną stroną najnowszego numeru magazynu jest szerokie ujęcie tematu, pokazanie, jak media funkcjonują w wielu różnych, nieraz bardzo odległych, zakątkach świata. W niektórych z tekstów co prawda, jak zauważa również Czytelnia Osobista, temat mediów staje się tylko pretekstem do opowiedzenia o innym problemie. Ale to wciąż ważne i otwierające oczy teksty. Wyłania się z nich obraz dziennikarza jako osoby z misją, kogoś obdarzonego empatią, wrażliwego i zainteresowanego ludźmi, kto w głębi serca jest również chcącym zmieniać świat aktywistą. Pamiętającego, że – inaczej niż w tytule artykułu Jacoba Goldberga When the story comes before the survivor– nie historia jest najważniejsza, a człowiek.

Dużo przyjemności sprawiły mi też wątki „dziewczyńskie”, feministyczne, choć nie było ich tak wiele. Spodobała mi się historia gazety „Migratory Birds” – założonej przez grupę afgańskich nastolatek w obozie dla uchodźców w Grecji (przypomina mi to trochę historię „Vedem”, magazynu prowadzonego przez chłopców z getta w Terezinie w czasie II wojny światowej; wciąż przeżywamy te same historie, zmienia się tylko sceneria). Stevan Dojčinović, dziennikarz śledczy i założyciel organizacji Crime and Corruption Networking w Belgradzie, mówi natomiast:

„Z jakiegoś powodu dziewczyny są dużo bardziej zainteresowane nie tylko dziennikarstwem śledczym, ale w ogóle – pracą w mediach. Z moich obserwacji wynika też, że kobiety są dużo odważniejsze. A to już widać po pracy w dziennikarstwie śledczym w szczególności”.


Wywiad Tomasza Żornaczuka z Dojčinoviciem jest zresztą poruszający także z innego powodu. Dziennikarz mówi w nim, że ze wszystkich zorganizowanych przez siebie szkoleń szczególnie wspomina to na Słowacji – dowiedział się bowiem później, że jednym z jego uczestników był Ján Kuciak. Przywołana postać młodego dziennikarza, który za swoje dociekanie prawdy zapłacił życiem, ale i przyczynił się do ważnych przemian politycznych na Słowacji, sprawia, że cała rozmowa o znaczeniu dziennikarstwa śledczego nabiera jeszcze większej mocy. Dojčinović mówi:

„To, co spotkało Jána i jego narzeczoną w 2018 roku, było szokiem dla nas wszystkich. Bo nikt nie oczekiwał, że coś takiego może stać się w sercu Europy (…). Na Słowacji stała się rzecz straszna. Ale jednocześnie jest to smutna opowieść o czasach, w jakich żyjemy, i o tym, że nie ma na świecie bezpiecznych miejsc dla dziennikarzy”.

Co mi się nie podobało w nowym „Non/fiction”?

Część tekstów zamieszczonych w numerze była w moim odczuciu chaotyczna i niejasna. Prawdopodobnie ich autorzy starali się uczynić je bardziej literackimi, ale niestety czasem przesadzali z tym zabiegiem – zamiast pobudzać zainteresowanie, utrudniał odbiór i zniechęcał.

W wielu tekstach brakowało mi również wprowadzenia w tematykę – problem opisywany był tak, jak gdyby czytelnik był już z nim przynajmniej na podstawowym poziomie zaznajomiony. Oczywiście może to wynikać z faktu, że autorzy są głęboko zanurzeni w temacie i nie zauważają, że dla przeciętnego czytelnika coś może nie być jasne i oczywiste. Tu jednak czujność powinien zachować redaktor.

Na tym tle pozytywnym wyjątkiem jest dla mnie wspomniany już tekst Małgorzaty Sidz o mediach i edukacji medialnej w Finlandii. Ładnie wprowadza w temat i zachęca jasnym, klarownym wywodem.

Moje ulubione teksty

Oprócz wspomnianych już tekstów do mnie osobiście trafiły jeszcze dwa:
  • Zawsze mamy radio– tekst Emilii Klimasary o tym, jaką rolę odgrywa radio na Madagaskarze, a odgrywa rolę kluczową, bo tamtejsza kultura to zdecydowanie kultura słuchania – aż 64,7% mieszkańców to analfabeci; jako osoba całkowicie zanurzona w świecie słowa pisanego, okrutnie męcząca się przy podcastach i audiobookach i zawsze przysypiająca na tej części spotkania autorskiego, w której ktoś czyta fragment książki – przeczytałam ten tekst z dużym zainteresowaniem,
  • Pozwól, że opowiem ci coś dobrego– tekst redaktor naczelnej Doroty Groyeckiej o Tinie Rosenberg i propagowanym przez nią dziennikarstwie rozwiązań – bo jako odbiorcy bardzo doskwiera mi pesymizm przekazu dzisiejszych mediów i koncentrowanie się na tym, co nieudane, przerażające i tragiczne.


Z „Non/fiction” zetknęłam się po raz pierwszy półtora roku temu, przy okazji numeru o zwierzętach. Wtedy też wiele tekstów otworzyło mi oczy na kwestie, o których wcześniej nie myślałam – pokazało mi, czym są dla nas w dzisiejszym świecie zwierzęta i przed czym uciekamy w relacje z nimi. I nawet jeśli nie wszystkie teksty pochłania się z taką samą przyjemnością, „Non/fiction” to kawał świetnej, otwierającej na świat roboty dziennikarskiej – w dodatku podany w pięknej graficznej formie.

***
„Non/fiction: Media”, nieregularnik reporterski, nr 7, 2020.

Słowa jak puste zabawki – „Łokieć jelenia”, Żaneta Gorzka

$
0
0
Jest mnóstwo miłych rzeczy, które mogłabym napisać o tomiku Żanety Gorzkiej. I zaraz to zrobię. Nie zmienia to jednak faktu, że odłożyłam go z uczuciem ulgi i przekonaniem, że to nie jest poezja dla mnie.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną – ten zbiorek to małe dzieło sztuki. Forma jest zresztą ważnym elementem niektórych zamieszczonych w tomiku wierszy i obraz pięknie współgra tutaj ze słowem. A co z samą poezją?

Na pewno urzeka odważna i kreatywna zabawa językiem. „Przyśnił mi się abażur. Prześladował mnie (lampiąc się) chyba z pół nocy” – pisze na przykład autorka. Gdzie indziej: „Żar leciał z nieba i nie chciał spaść”. Lub kpi sobie z oczywistych skojarzeń w pewnych kontekstach, jak we fragmencie: „Sąsiad rżnie akurat / deski o tej porze”. W parze z językowymi grami idzie niesamowita, trochę nieposkromiona wyobraźnia oraz pomysłowość, przejawiająca się na przykład w tytułach, które wchodzą w dialog z treścią (lub wręcz całkowicie ją zastępują).

Taki sposób widzenia i opisu świata doskonale sprawdza się w przypadku tematów, które w Łokciu jelenia grają pierwsze skrzypce. Po pierwsze – cielesność. Namacalność. „Gęsta jest ta miłość jak cholera”, brzmi jeden z tytułów, a w innym wierszu czytamy: „Liż mnie wszędzie języczku u wagi”. Po drugie – kobiecość. Zasygnalizowana jako temat już w cytatach poprzedzających zbiorek, i stojąca w opozycji do męskości, na ogół opresyjnej („Czego kurwa dyszysz?! / Mężczyzna do suki / na spacerze”). I tak przechodzimy do jeszcze jednego tematu – zwierzęcość. „Czy zwierzęta mają duszę? / Bo my / mamy” – brzmi jeden z wierszy, w innym zaś poetka dowodzi, że „w życiu trzeba miau miau”.

Wreszcie – doskonałe wyczucie i uchwycenie miejsca oraz chwili, trochę malarskie, choć takich utworów niestety nie ma tu za wiele. Właściwie jest jeden, ale za to jaki – Lato w mieście stołecznym Warszawie. „Wroni jazgot i echo kocich łapek” wraz z całą resztą zaprowadziły mnie w miejsce, w którym nigdy nie byłam, ale bez problemu mogłam je sobie wyobrazić i usłyszeć. Gdyby nie lekko zbyt już wulgarne erotyczne wstawki, byłby to dla mnie wiersz idealny. I lubię go z tego zbioru najbardziej, zaraz obok pomysłowego Kim jestem.

Dlaczego więc jako czytelniczka mimo wszystko mocno z tym zbiorkiem walczyłam? Dlaczego przez większość czasu lektura nie sprawiała mi przyjemności, a niekiedy wręcz drażniła? Poetka zostawia niewiele tropów, przez co niektóre jej wiersze zdają się sztuką dla sztuki, efektowną, ale pozbawioną sensu zabawą. Słowa rozsypują się w rękach jak puste zabawki. I widać to już w samym tytule – „łokieć jelenia” intryguje, ale czy cokolwiek się za nim kryje?

Być może ta poezja właśnie tak ma działać, być może ma drażnić i pozostawiać niedosyt. Być może po prostu nie przemawia do mnie. Zupełnie tego nie wykluczam. Dlatego zachęcam wszystkich, by mimo wszystko wypróbować Łokieć jelenia na sobie. Oraz zajrzeć na Książkojady – Marcelina pięknie pisze o wszystkim tym, co w poezji Żanety Gorzkiej zachwyca, a czego ja niestety nie potrafiłam dostrzec.

***
Żaneta Gorzka, Łokieć jelenia, wyd. wydawnictwo autorskie, Warszawa 2020.

Nabokoviada 2 po raz pierwszy: „Martwe dusze”, Mikołaj Gogol

$
0
0

„Co wesołe, momentalnie stanie się smutne, jeśli tylko zbyt długo zatrzymywać się przy nim, i wtedy Bóg wie co przychodzi do głowy” – cytat ten wpadł mi w oko, gdy przygotowując się do pisania tego tekstu na chybił trafił otworzyłam Martwe dusze. I chyba wpadł nie bez powodu, bo dosyć dobrze opisuje moment, kiedy moje spojrzenie na dzieło Gogola zderzyło się z obrazem przedstawionym przez Vladimira Nabokova w jego Wykładach o literaturze rosyjskiej.

Tym bowiem, co ja dostrzegłam w Martwych duszach, jest przede wszystkim przesmakowita satyra. Jegomość nazwiskiem Cziczikow, o którym sam Gogol pisze: „pan niezbyt przystojny, ale i niebrzydki, nie nazbyt tłusty, ani nazbyt chudy; nie można powiedzieć, żeby stary, jednak niezbyt młody” – słowem, nijaki – przybywa do miasta gubernialnego N. z dziwną misją. Kupuje martwe dusze, czyli chłopów, którzy zmarli, jednak do czasu sporządzenia kolejnego spisu (co odbywa się co piętnaście lat) figurują jako żywi i trzeba odprowadzać za nich opłaty. Nikt nie wie po co mu one Cziczikowowi, jednak propozycja dziwnej transakcji staje się pretekstem do ukazania – poprzez ich reakcje – całej galerii barwnych postaci z różnymi ich przywarami i dziwactwami. Efekt jest niezwykle zabawny.

Nabokov: to nie jest zabawne!

Nabokov zawzięcie walczy z taką wizją powieści Gogola – dąży do tego, aby w oczach czytelników Martwe dusze przestały „robić wrażenie humorystycznej opowiastki czy społecznego oskarżenia”. Zgodnie z tą myślą poświęca minimum uwagi obywatelom miasta N. i osobistościom, z którymi Cziczikow usiłuje dobić targu (czyli prawdziwym „martwym duszom” z tytułu powieści). Stosunkowo najobszerniej opisuje Sobakiewicza, kilka słów poświęca również Maniłowowi, ale już Nozdriow – o którym sam Gogol pisze najwięcej – pojawia się tu tylko w formie dwóch czy trzech wzmianek.

W centrum stawia natomiast postaci drugoplanowe, które pojawiają się tylko na chwilę i zaraz znikają, niezwykle ożywiając jednak powieściowe tło. Już na wstępie także bohaterem swoich rozważań czyni przede wszystkim Cziczikowa. Opisuje go jednak w dość niezwykłym świetle.

Oczywiście po lekturze ostatnich rozdziałów Martwych dusz chyba żaden z czytelników nie ma już wątpliwości, że podejrzany kupiec martwych dusz to łotr. W oczach Nabokova jest on jednak zdecydowanie najbardziej odrażającą, złą i zepsutą kreaturą z całej powieści, niemal złem wcielonym, „wydmuchaną przez diabła bańką mydlaną”. Wykładowca porównuje Cziczikowa do dziurawej puszki z nadpsutym homarem, z której dobywa się straszliwy smród, a jego obłe, białe ciało – do wielkiej larwy. Kiedy indziej gogolowski bohater przypomina mu ludzika z reklamy opon Michelin, przy czym nie jest ulepiony z gumowych pierścieni, a z „ciasno zwiniętego, cielistego robaka”. „Sam Cziczikow jest tylko źle opłacanym wysłannikiem diabła, komiwojażerem z Hadesu, «naszym panem Cziczikowem», jak zapewne mogłaby nazywać firma Szatan i spółka swego nonszalanckiego, na pozór zdrowego jak rydz, ale wewnętrznie roztrzęsionego i rozkładającego się agenta” – pisze Nabokov. Według niego więc Cziczikow to – odbiegający być może od znanego nam obrazu, być może nieco bardziej ludzki, ale jednak – wysłannik piekieł.

Tym samym opowieść, która wydaje się tylko lekko ponurą satyrą, nabiera bardzo diabolicznego i upiornego wymiaru. Jej demoniczność przejawia się też na inne sposoby – w gogolowskim świecie Martwych dusz postaci, a nawet nazwiska i przedmioty zaczynają żyć własnym życiem, nieraz wymykając się wręcz kontroli autora.

Powieść o Rosji?

Co jeszcze na temat Martwych dusz zdaje się powtarzać Nabokov ze szczególnym naciskiem? Że to absolutnie nie jest powieść o Rosji. I że Gogol w żadnym wypadku nie jest realistą. Czyli że, w skrócie, wszystkie te twierdzenia krytyków i literaturoznawców o wspaniałej panoramie XIX-wiecznej rosyjskiej prowincji wyrzucić można do kosza. Nabokov konsekwentnie trzyma się myśli z wykładu zamieszczonego przez wydawcę na wstępie publikacji: „nie szukajmy duszy rosyjskiej w rosyjskich powieściach, szukajmy w nich indywidualnego geniuszu”.

Portret Mikołaja Gogola, ok. 1840. Autor: Otto Friedrich Theodor von Möller. Fot. Wikimedia Commons

Martwe dusze właśnie takim wytworem geniuszu są, ale geniusz ten ma swój własny, specyficzny charakter – Gogol jest mistrzem w przedstawianiu figur dziwacznych i groteskowych. Dlatego, zdaniem Nabokova, kolejne zapowiadane części cyklu skazane były z góry na porażkę. Gogol bowiem ubzdurał sobie, że przedstawi w nich wielką przemianę Cziczikowa, że jego zepsuty bohater za sprawą pewnego „dobrego duchownego” na Syberii ulegnie w końcu zbawieniu. Ale, jak zauważa Nabokov, Cziczikow nie jest typem bohatera, który przeobraża się w skruszonego grzesznika, a świat, w którym funkcjonuje, po prostu na takie przemiany nie pozwala. Dlatego też wykładowca przekonany jest, że Gogol sam zniszczył „odkupieniową” część cyklu: „tkwiący w nim artysta ostatecznie uświadomił sobie, że ukończona książka niegodna jest jego talentu”.

Zachwycająco groteskowy autor

Wykład Nabokova jest też fascynującym portretem Gogola jako człowieka – artysty, którego źródła inspiracji po napisaniu pierwszej części Martwych dusz zaczęły stopniowo wysychać, wskutek czego stał się nieznośnym, despotycznym kaznodzieją, na zmianę patetycznie rozprawiającym o Bogu i wytykającym przyjaciołom ich wady. „Sam zdaje się przeistaczać w jedną ze swoich zachwycająco groteskowych postaci” – podsumowuje Nabokov.

Lektura pierwszego wykładu Nabokova o literaturze rosyjskiej nie tylko pozwoliła mi na nowo odkryć uroki jego wywodów o literaturze (łącznie z uroczymi złośliwościami pod adresem bohaterów, tłumaczy czy samego autora), ale i uświadomiła mi, jak bardzo wzbogacające mogą być te wykłady. W końcu Nabokov mówi tu o kulturze i literaturze z której wyrósł, o języku, który jest jego ojczystym, i daje nam dostęp do niuansów, o których nie-rosyjscy wykładowcy nie mieliby pojęcia. Z tym większą radością szykuję się na kolejne wykłady.

***
M. Gogol, Martwe dusze, przeł. W. Broniewski, wyd. Zielona Sowa, Kraków 2008.
V. Nabokov, Wykłady o literaturze rosyjskiej, przeł. Z. Batko, wyd. Muza SA, Warszawa 2002.

***
Zobaczcie też, co na ten temat pisze Pyza na Pierogach Pruskich!

***
W ramach Nabokoviady 2 razem z Pyzą Wędrowniczką oraz grupą zainteresowanych czytamy wybrane dzieła spośród omówionych w Wykładach o literaturze rosyjskiej Vladimira Nabokova, a następnie zapoznajemy się z samym wykładem Nabokova i rozpoczynamy na swoich blogach dyskusję.

W kolejnym odcinku czytać będziemy Ojców i dzieci Iwana Turgieniewa. Czasu jest sporo, bo z dyskusją ruszamy 15 września. Wszystkich serdecznie zapraszamy do czytania z nami!

Zainteresowanych zapraszam też do lektury naszych wpisów popełnionych w ramach pierwszej Nabokoviady, kiedy to jako słuchaczki Wykładów o literaturze dyskutowałyśmy o największych dziełach literatury światowej.

Dwa cudy i dwie tragedie – „Cud”, Josef Škvorecký

$
0
0

„Odniosłem wrażenie, że oto oglądam jakiś dramat Szekspira w wykonaniu teatrzyku kukiełkowego. Możliwe jednak, że z bliska wszystkie dramaty historyczne tak właśnie wyglądają”.

Wydana w 1972 roku już na emigracji powieść Škvoreckiego to historia cudu, jakim była Praska Wiosna, oraz jej tragicznego zakończenia. Autor opisuje wszystkie te wydarzenia z właściwym sobie ironicznym dystansem, nic więc dziwnego, że wzbudziła spore oburzenie jego rodaków. Ale co się kryje pod maską cynizmu?

Kryminał polityczny– brzmi podtytuł Cudu, ale to podtytuł przewrotny. Intryga kryminalna schodzi bowiem na dalszy plan, a do tego pozostaje bez jasnego rozwiązania – jak w tej „kiepskiej powieści detektywistycznej zwanej życiem, w której sprawca nazywa się Prawda, ale detektyw nigdy go nie złapie”.

Zagadka zaś jest nietypowa, bo zainspirowana prawdziwymi wydarzeniami. Pierwowzorem powieściowego księdza Doufala, zakatowanego w 1950 roku przez czechosłowacką bezpiekę, jest ks. Josef Toufar, naprawdę oskarżony o zaaranżowanie „cudu” w trakcie mszy w kaplicy w Číhošti, a następnie poddany brutalnym przesłuchaniom, wskutek których zmarł. Tę tragiczną historię przybliża m.in. wydana dwa lata temu w polskim przekładzie książka Miloša Doležala Jakby nam już dzisiaj przyszło umrzeć. Dramat życia, kapłaństwa i męczeńskiej śmierci czyhoskiego proboszcza ks. Josefa Toufara.

Graffiti w Pradze upamiętniające Jana Palacha i ks. Josefa Toufara. Fot. Hawkwind / Wikimedia Commons

Losy księdza Doufala vel. Toufara to jednak przede wszystkim pretekst do opowieści o „cudzie” Praskiej Wiosny oraz jej spektakularnej klęsce. O tej krótkiej chwili wolności, gdy w samym sercu opanowanej przez komunistów Europy Środkowej narodził się, jak pisał Milan Kundera, „system niemający precedensu”, łączący znacjonalizowaną gospodarkę, równość obywateli, swobodę wypowiedzi i otwarte granice [1].

Oba wydarzenia, oddalone od siebie w czasie o prawie 20 lat, w powieści łączy i postać głównego bohatera. Znany z Batalionu czołgów, Tchórzy czy Przypadków inżyniera ludzkich dusz Danny Smiřický był „naocznym” świadkiem obydwu. Tego pierwszego – jako młody nauczyciel w prowincjonalnej szkole pielęgniarskiej, drugiego – jako dojrzały już mężczyzna, praski pisarz i autor operetek.

Co więcej – wydaje się, że doświadczenie pierwszego cudu i jego konsekwencji narzuca bohaterowi sposób widzenia cudu numer dwa. Wspominane w 1968 roku losy księdza Doufala to dla Danny’ego zapowiedź smutnego końca Praskiej Wiosny. Opowiada więc o niej bez typowej dla tych czasów euforii, raczej z cynicznym dystansem i przeczuciem nadchodzącej katastrofy.

Wyzwiska w języku Lermontowa

„Cielęcym wzrokiem patrzyli na mnie młodzi, których jeszcze żadna zwycięska rewolucja nie zdążyła skurwić, a obie dziewczyny miały łzy w oczach (…). Nie mogłem im opowiadać, że ja – na Boga – nie jestem żadnym rewolucjonistą, jak inni, których też wysłuchiwali; że nigdy nim nie byłem i zawsze wierzyłem w drobne taktyczne uniki” – opowiada Danny. W tym samym akapicie określa przywódców Praskiej Wiosny jako „playboyów marksizmu-leninizmu”, którzy dwadzieścia lat wcześniej „bez ryzyka i świetnie się przy tym bawiąc, odpalili potworne fajerwerki dyktatury proletariatu”, a obecną sytuację gorzko kwituje stwierdzeniem, że „Dawid pokonał Goliata tylko w żydowskiej bajce”. Nie ma też złudzeń co do wsparcia Zachodu: „Od rzeczowej analizy [dramatopisarz] przeszedł do idealistycznego przeceniania starej kurwy, którą nazywał światem”.

Inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
Fot. The Central Intelligence Agency / Wikimedia Commons

Ale mimo tego właściwego sobie ironicznego dystansu, Škvorecký tworzy też w Cudzie bardzo przejmujące obrazy. 21 sierpnia 1968 Danny budzi się w nocy i słyszy upiorny turkot nadjeżdżających czołgów, a następnie przedziera się przez miasto do siedziby wydawnictwa, w którym znajduje się maszynopis jego niepoprawnej politycznie powieści. I widzi całą tę rozpacz.

Rozpacz zapłakanych młodych dziewczyn. Tłumaczki z rosyjskiego Boženy Pokornej, która tak bardzo starała się pozostać apolityczna, bo chciała jedynie móc poświęcać się pracy, którą kocha, ale teraz coś w niej pękło. I wreszcie rozpacz radzieckich żołnierzy, którzy spodziewali się walki z uzbrojonym po zęby kontrrewolucjonistą, a przywitały ich łzy i wyzwiska nieuzbrojonego tłumu. Opis na jednym wdechu tego tragicznego dnia to jedne z najmocniejszych i najbardziej dramatycznych scen, z jakimi spotkałam się w czeskiej literaturze. Nie powstrzymam się od cytatu:

„Była ledwie czwarta rano, ale na ulicach już kłębił się tłum. Płaczące, rozczochrane kobiety, nieogoleni mężczyźni, wykrzykujący wulgarne, właściwe w takich sytuacjach słowa, młodzi chłopcy w kolorowych koszulach, unoszący zaciśnięte pięści w bardzo starym ludzkim geście. Wzdłuż turkocących czołgów biegły dziewczynki w wieku szkolnym, krzycząc płaczliwymi głosikami po rosyjsku:
Poczemu? Poczemu wy prijechali sjuda? (...)
Nagle jednak ich krzyki, turkot toczących się maszyn i ryk silników niczym syrena zagłuszył kobiecy krzyk. Także po rosyjsku, ale wypowiedziany pięknym językiem Lermontowa, ze wszystkimi akcentami na właściwych miejscach:
Iditie domoj, russkije faszisty!
Politruk automatycznie uniósł rękę z pistoletem w pozycji bojowej. Młodzieńcowi z automatem w dłoni siedzącemu u jego nóg trysnęły łzy z oczu jak panienkom w mini. Załkał. Politruk zmarszczył krzaczaste brwi i odwrócił się w stronę okrzyku. Wysoko nad tłumem widniała tam siwa głowa Boženy Pokornej, dwumetrowej tłumaczki rosyjskich klasyków”.

Nie wierzę, by autor pisał te słowa bez wzruszenia. A jednak jego narrator kwituje wszystkie te akty protestu zdaniem: „Było to ładne i całkiem beznadziejne”.

Tłumy protestujących gromadzą się w Pradze wokół radzieckich czołgów w sierpniu 1968 roku.
Fot. Engramma.it / Wikimedia Commons

Cyniczny nadwrażliwiec

Być może dochodzimy tu do sedna. Cynizm, który widać i w innych utworach Škvoreckiego, jak choćby wydanym niedawno zbiorze opowiadań Gorzki świat, wyrósł prawdopodobnie z nadwrażliwości. Był murem, którym pisarz odgrodził się od okrutnej XX-wiecznej rzeczywistości Europy Środkowej, tak jak Bohumil Hrabal odgrodził się od niej desperackim zachwytem i zdaniem „Ten świat jest piękny do obłędu”. W rozmowie z Antonínem Liehmem Škvorecký mówi: „Do dziś uważam, że obojętność zapewne jest w życiu konieczna (…). Gdybyśmy nie byli choć trochę obojętni, to musielibyśmy wciąż myśleć o milionach głodnych i biednych” [2].

„W nic się nie mieszać, ani tu, ani tam. Bo i tak niczego nie zmienię. To nie jest moja sprawa, tylko ich. Zresztą co mógłbym zrobić – ja, autor głupich operetek?” – powtarza sobie jego bohater. Czasem jednak na krótką chwilę to wypracowane znieczulenie jawi mu się jako kalectwo. Pod koniec swojej opowieści Danny – być może wyrażając również odczucia autora – mówi: „Pomyślałem o zamęczonym księdzu i prawie poczułem łzy w oczach. Chyba się starzeję i robię sentymentalny, powiedziałem sobie w duchu. Ale to nie z powodu starości. Chodziło o to, że tego nie rozumiem. Że nie wierzę. Że w nic nie wierzę. Że chcę wierzyć, a nie mogę”.

Schematy świństw

Choć historie opisane przez Škvoreckiego w Cudzie pochodzą z zupełnie innego, nieistniejącego już świata, w jakiś sposób wydają się niepokojąco aktualne. Czasy i ustroje się zmieniają, a jednak mechanizmy manipulacji są wciąż takie same. Autor pisze: „Przez dwadzieścia lat mówiono o wszystkim w taki sposób, jakby partia nie zrobiła niczego złego, a kiedy potem – diabli wiedzą dlaczego – publicznie wyprała swoje brudne gacie, to znów można było tylko wiwatować, że je uprała. Jeśli ktoś chciał powiedzieć, jak bardzo były obsrane i że prócz prania trzeba czasem zmienić bieliznę, to zakładano mu knebel”.

„Świat się zmienia, a jednak trwa bez zmian” – czytamy w Cudzie. Sprawdza się więc w odniesieniu do tej powieści również to, co tłumacz Andrzej S. Jagodziński pisał o Przypadkach inżyniera ludzkich dusz: „Gdyby ukazała się jeszcze w podziemiu, byłaby pewnie «bestsellerem», a dziś raczej trudno marzyć o takim sukcesie. Ale może to i lepiej, bo z drugiej strony odpadły aktualne aluzje i dzięki temu widać (mam nadzieję) jej uniwersalne i (niestety) wciąż aktualne przesłanie, «albowiem tyle jest rzeczy między niebem a ziemią […] Świństwa przecież powtarzają się w wariantach, których schematy są do siebie zawstydzająco podobne»” [3].


Chaotycznie o chaotycznym świecie

Cud jest dosyć trudny w lekturze, ponieważ autor praktykuje w nim znany również z późniejszych Przypadków inżyniera ludzkich dusz literacki montaż oraz, jak pisze sam Škvorecký, „technikę, którą Joseph Conrad nazwał deliberate confusion, czyli «przemyślany chaos»”. Wszystko to miało oddać chaotyczność opisywanych czasów. Dlatego w obrębie jednego rozdziału przeskakujemy z jednej historii do drugiej, zostawiamy na chwilę bohaterów zastygłych w pół słowa, a gdy już zdążymy o nich zapomnieć, nagle autor rzuca nas z powrotem w sam środek sceny.

Dla wszystkich zainteresowanych XX-wieczną czeską historią i kulturą jest to jednak literatura obowiązkowa. Bo, jak pisał Milan Kundera w przedmowie do francuskiego wydania powieści w roku 1978: „Powieść Škvoreckiego to dotychczas jedyne dzieło przedstawiające całościowy ogląd nieprawdopodobnej historii Praskiej Wiosny, przesiąknięte w sposób jak najbardziej autentyczny sceptycznym duchem oporu, największym atutem czeskiego narodu” [4].

***
Škvorecký J., Cud, przeł. Jagodziński A., wyd. Pogranicze, Sejny 2018.

***
Przypisy:
[1] Kundera M., Przedmowa do francuskiego wydania powieści Mirákl Josefa Škvoreckiego, przeł. Bieńczyk M., „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 336.
[2] Jazz w małym mieście [z Josefem Škvoreckim rozmawia Antonín J. Liehm], „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 322. 
[3] Jagodziński A., Przypadki tłumacza marnotrawnego, „Literatura na Świecie”, nr 3-4/2007, s. 247.
[4] Kundera M., dz. cyt., s. 340.

Pozostałe cytaty pochodzą z Cudu Josefa Škvoreckiego w tłumaczeniu Andrzeja S. Jagodzińskiego.

Piwna samotność. Wywiad z Jaroslavem Rudišem

$
0
0
„Często się zastanawiam, cośmy właściwie za jedni, ci Czesi… Mam wrażenie, że nie lubimy nikogo, nawet siebie samych” – mówi Jaroslav Rudiš. Z okazji premiery Czeskiego Raju autor odpowiedział na kilka moich pytań.

18 marca nakładem wydawnictwa Książkowe Klimaty i w przekładzie Katarzyny Dudzic-Grabińskiej ukazało się polskie wydanie Czeskiego Raju Jaroslava Rudiša. Przy tej okazji porozmawialiśmy o jego książkach, o pisaniu, o stosunku do bohaterów, ale też o samych Czechach, ich miłości do hospody i jak przeżywają ciężkie czasy kwarantanny.

Anna Maślanka: Czeski Raj to bardzo „gadana” książka – właściwie stanowi zapis niekończących się rozmów bywalców sauny. Ciekawi mnie, jak powstawała? Jak długo trwało zbieranie materiału?

Jaroslav Rudiš: Długo. Tak naprawdę Czeski Raj powstawał prawie dziesięć lat. Historie, dialogi i scenki wynosiłem jedna po drugiej z naszej sauny w Czeskim Raju, która naprawdę istnieje. Obecnie mieszkam w Berlinie, ale Czeski Raj to moje rodzinne strony i bardzo chętnie tam wracam. Co miesiąc jestem tu choćby przez kilka dni.

Ale może inspiracją dla tego tytułu była też trochę jedna knajpka we Wrocławiu? Taki niewielki lokal niedaleko dworca głównego, też nazywa się Czeski Raj. Byłem tam raz zimą na piwie.

To też dosyć specyficzne dzieło na tle pana twórczości: sporo tu bardzo teatralnych scen, akcja wciąż toczy się w jednym pomieszczeniu, w zamkniętej przestrzeni… Teatr Feste w Brnie szybko przerobił tę historię na spektakl. Czy w pana głowie ta opowieść powstawała jako sztuka teatralna?

Nie. To wszystko przyszło dopiero potem. Ja po prostu zapisywałem historyjki, dialogi, scenki, a z czasem zaczęły one żyć własnym życiem, rozrastać się, łączyć. Niekiedy tylko trochę im pomagałem i dorzucałem coś od siebie.

Myślę, że Czeski Raj powstawał bardziej jako kronika naszej sauny i tak też go można czytać. Ta sauna wygląda dokładnie tak, jak ją opisałem w książce – też jest podzielona wysoką ścianą na świat damski i świat męski. Siedzą tu więc ci faceci i mówią rzeczy, których gdzie indziej by nie wypowiedzieli, bo byłoby im wstyd. Tutaj mogą się trochę popisywać, ale mogą też mówić o swoich problemach i porażkach, o tym wszystkim, co ich martwi.

Ta sauna to ich schronienie. Raj. A właściwie pozostałości raju. Na zewnątrz jest świat, który nie wszyscy rozumieją lub nie chcą go rozumieć. Ale tu są bezpieczni. Albo przynajmniej tak im się wydaje.

Poruszający jest rzeczywiście ten strach bohaterów, skrywany za fasadą buńczuczności, za tym hardym „my im pokażemy!”. Czy Czeski Raj miał być trochę obrazem czeskiej duszy?

Pięknie to pani ujęła, dziękuję. Coś takiego jednak może zauważyć chyba tylko ktoś, kto na to patrzy z zewnątrz, z dystansem. Ja tego dystansu nie mam. Mnie zależało jedynie, żeby uchwycić i zatrzymać te strzępki opowieści. Oddać całą tragikomedię naszego życia. Zamknąć w książce wszystkie te historie, małe szaleństwa, smutek, radość, pogaduszki o niczym i milczenie. Choć w tej naszej saunie akurat za wiele się nie milczy… Tam się gada bez przerwy. Tam się gada, by nie być samotnym.

Bohaterowie Czeskiego Raju mają ciekawy stosunek do Niemców: nie lubią ich, ale „bez Niemców nie byłoby pilznera, co nie?”. Czy relacja Czechów z Niemcami naprawdę tak wygląda? Mieszanka miłości i nienawiści?

Tak, tak, to dość skomplikowany związek. Głównie dlatego że my, Czesi, interesujemy się przede wszystkim sami sobą. Wielu z nas nosi niemieckie nazwiska, co drugi ma przodków, którzy mówili po niemiecku, słowacku, polsku, węgiersku – wszystko pozostałości po dawnej monarchii austro-węgierskiej. A mimo to całą resztę świata przez większość czasu mamy w nosie. Jesteśmy pełni samouwielbienia, ale i kompleksów, to taka nasza choroba.

Często zastanawiam się, cośmy właściwie za jedni, ci Czesi… Mam wrażenie, że nie lubimy nikogo, nawet siebie samych.

Ale lubi pan swoich bohaterów? W Czeskim Raju czuje się pana sympatię do postaci.

Tak, to na pewno! Lubię je wszystkie. I cieszę się, że mogę nadal chodzić do sauny, że nawet po premierze tej książki nikt mi nie dał po gębie.

Teraz jestem w Berlinie, z powodu pandemii i zamkniętych granic nie mogę na razie przyjechać do Czech, sauna i gospoda są zresztą zamknięte. Ale już się cieszę na moment, kiedy znów będziemy tam razem siedzieć i gadać. Czasem trochę się kłócić, potem się godzić, a po saunie wszyscy razem pójdziemy na piwo.

Jeszcze trochę o bohaterach – jak bardzo osobisty ma pan do nich stosunek? Utożsamia się pan z niektórymi postaciami ze swoich książek?

Nie, zupełnie nie. Jestem bardziej obserwatorem. Zapisywaczem, czeskim zapisovatelem– jak mówi o mnie jeden kumpel z sauny.

Jak Bohumil Hrabal – on też był „tylko zapisywaczem”… Skoro mowa o bohaterach, porozmawiajmy chwilę o Vandamie, głównym bohaterze Alei Narodowej. To dość złożona postać, ciekawa jestem, jak postrzega ją twórca.

Vandam ma w sobie ogromną energię, która jednak bywa samodestrukcyjna. To zabijaka, ale ma też w sobie pewną czułość. Prowokator, ale inteligentny. Myślę, że w tej postaci jest zapisana cała historia naszej części Europy. Trochę mu się to wszystko plącze, ale ma dużą świadomość wszystkich naszych historycznych tragedii.

W jednym z wywiadów mówił pan o nim, że to bohater tragiczny. Czy chodzi też o to, że jest jak hrabalowski Haňťa, tęskniący za światem, który już odchodzi i nic nie da się z tym zrobić?

To ciekawe spostrzeżenie, dziękuję. Nie myślałem o tym w ten sposób, ale może tak właśnie jest.

A czy Vandam ma w sobie coś „typowego” dla Czechów?

Myślę, że przede wszystkim przywiązanie do gospody. Ona odgrywa w jego życiu ogromną rolę. To właściwie jego drugi dom, jak dla wielu Czechów.

Ciężko więc muszą chyba znosić teraz czasy kwarantanny?

Tak, ludziom tego drugiego domu bardzo brakuje. Codziennie dzwonię z Berlina do moich rodziców, rozmawiam z tatą i żali mi się, jak tęskni za gospodą. Brakuje mu towarzystwa, kolegów, rozmów, spotkań. Piwo oczywiście może wypić w domu, ale to już nie to samo. Piwna samotność tych dni to dla wszystkich Czechów tragedia.

Jak się panu podobał film Štepána Altrichtera na podstawie Alei Narodowej? Jakie było pierwsze wrażenie po jego obejrzeniu?

Trudno mi powiedzieć, bo brakuje mi dystansu. Jako scenarzysta sam brałem udział w tworzeniu filmu. Bardzo się cieszę, że jest dowcipny i nie tak mroczny, jak mógłby być. Uważam humor za bardzo istotny, śmiech pomaga w trudnych czasach, takich jak choćby teraz.

Pytanie na koniec: która własna książka jest panu najbliższa? Czy jest jakiś tytuł, który być może wcale nie jest pierwszym wyborem czytelników, ale jest w jakiś sposób ważny dla pana?

To też bardzo trudne pytanie… Lubię Aloisa Nebla, komiks, który stworzyliśmy razem z Jaromírem 99. Poza tym zawsze jestem szczególnie przywiązany do swojej najnowszej książki. Tę obecnie najnowszą napisałem po niemiecku, jest zatytułowana Ostatnia podróż Winterberga i ukaże się również po polsku.

Ale i do Czeskiego Raju chętnie wracam. Zawsze kiedy idę do naszej sauny, ta historia ożywa i toczy się dalej, powstają kolejne jej epizody. Może mógłbym kiedyś napisać kontynuację? Po Czeskim RajuCzeskie Piekło. Czekam więc, aż otworzą granice, saunę, gospodę, będę mógł znów tam posiedzieć i posłuchać.

***
Chcesz, żebym publikowała na blogu więcej takich materiałów? Proszę, wesprzyj mnie na Patronite. To platforma, na której każdy może comiesięcznie przeznaczyć wybraną kwotę na rzecz ulubionego twórcy. Dzięki Twojemu wsparciu będę mogła więcej czasu i energii przeznaczyć na bloga i przygotowywać dla Ciebie ciekawe teksty, wywiady, ciekawostki o czeskiej literaturze. Dziękuję!
Fot. Rafał Komorowski / Wikimedia Commons
Viewing all 363 articles
Browse latest View live